środa, 11 kwietnia 2012

Nacja Judaszy

 
Polski katolicyzm jest przerażający. Im go więcej, tym go mniej.
Okazuje się, że rodacy, wyjeżdżając na pracę do Niemiec, Austrii, Szwajcarii, masowo wypierają się swojej wiary, byleby tylko zaoszczędzić swoje 30 srebrników (wg kursu NBP - kilka lub kilkanaście euro miesięcznie) obowiązkowego w tych krajach podatku na kościół.

Masowo więc zostają ateistami i mają te swoje srebrniki, ciesząc się, jak doskonale wykiwali wszystko i wszystkich i jak bardzo roztropni są...

Problem zaczyna się w momencie, gdy w kraju trzeba ochrzcić dzieciaczka, wyprawić córcię na pierwszą komunię, wziąć ślubik lub pogrzebać ojczulka. Raptem się okazuje, że obcy urząd finansowy... zgłosił do ojczystej kurii lub parafii naszą apostazję! Co za niefart... a przecież ma być, jak u ludzi! Welonik, kwiatuszki, prezenciki, kopertki, wszystko po bożemu, tak by sąsiedzi widzieli, jaki to rozmach i lot mamy, jak oto bardzo się dorobiliśmy się na obczyźnie... I jak tu bez pierwszej komunii, gdy cała klasa niczym stado baranów do niej przystępuje, jak tu bez prezentów, bez imprezy? Co ludzie powiedzą? Przecież wyrzekliśmy się wszystkiego "na niby", a teraz znów ma być po bożemu, jak u wszystkich! Bo przecie tacy z nas ateiści, jak i katolicy!

Kościół jak na razie traktuje te wyrzeczenia z przymróżeniem oka, pamiętając z pewnością, jak to jego własny założyciel, pierwszy papież Piotr (Święty Wielki Pierwszy Doskonały, niemal tak samo jak nasz Wojtyła) trzykrotnie wyrzekał się Chrystusa "na niby". To jest zresztą o ile ciekawszy, by nie powiedzieć, ważniejszy "grzech pierworodny", niż ten, o którym ten sam kościół nam maluczkim prawi. Jak w końcu się ma zjedzenie głupiego jabłka "wbrew woli boga" wobec wyrzeczenia się przez "pierwszego wśród równych" apostoła samego p.t. Zbawcy, Odkupiciela, Nauczyciela, Syna Ojca i bóg tam jeszcze wie kogo!!! Nijak, nieprawdaż?!

Więc kościół niby wie o niby-apostazjach, ale nic niby sobie z tym nie robi. Bo po co? Polaczki wrócą ze zmywaków i nocników i mają nadal wykonywać swoje obowiązki liczbowo-procentowe, sprawiając, że w tym kraju jest 106.89% katolików. W tym oto celu na mocy nadanej Nam przez Ducha Świętego, uznajemy apostazję za nieważną! To nic, że była całkowicie dobrowolna. Istniejące kruczki prawne pozwolą tak ją zinterpretować, by udać, że nic takiego nie było. Dodatkowe 10 zdrowasiek od osoby, wsparte rzutem na tacę, załatwią sprawę definitywnie.

I tylko jedna rzecz gdzieś tam niepokoi szefów polskiego kościoła... Co wybierze ów pobożny, bogobójny naród, walający się pod krzyżem na Krakowskim Przedmieściu i całujący kawałki szczątków Wojtyły w każdej osiedlowej parafii, gdy rząd wprowadzi podatek na kościół? Co on wybierze? Kilkadziesiąt złotych w kieszeni, czy możliwość dumnej prezentacji nowej fryzury, kapelusza, torebki przed sąsiadkami?

Obawiam się, że żaden książę Kościoła tego nie wie - ale czas się bać, waszmoście! To przecież WYście tych judaszy wychowali!

Amen.

3 komentarze:

  1. W kraju wiarę trzeba zachować - jak się napierdala zonę to po bożemu czyli w niedzielę po obiedzie albo wieczorem żeby sąsiadom modlitwy nie zakłócać. Przecież mszy można będzie się wyspowiadać i z czystym kontem być dalej fałszywym polaczkiem który uważa, że jego średniowieczne myślenie jest wykładnią prawa i moralności. Za granicą natomiast trzeba być tak przebiegłym jak te masy z Brukseli sterowane i krakać jak one.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Za zachodnią granicą :)
      Bo za wschodnią demonstrowanie swej wiary nawet bardziej się opłaca, niż tutaj w kraju :)

      Usuń
    2. Ach no tam demonstrowanie wiary to oznaka patriotyzmu. Zawsze wtedy będzie można wyszarpać jakąś rentkę za walkę z systemem.

      Usuń