wtorek, 10 kwietnia 2012

Kara za pychę

  
Dlaczego uważam, że ani nie był to zamach, ani nie stoją za tym Rosjanie?
Nie dlatego, że ich lubię.
Ale dlatego, że wiem: oni są maksymalnymi pragmatykami. Absolutnie ich nie stać na jakieś gesty, zrywy, zaś wszystko, co robią, do kogo się uśmiechają lub kogokolwiek zapewniają o swojej przyjaźni, uwarunkowane jest tylko i wyłącznie możliwymi zyskami i wpływami.

Rosjanie odnoszą się do Polski z grubsza pogardliwie. Nie jest to kraj warty ich uwagi, nie jest on ani zbyt egzotyczny, ani zbyt zamożny. Nie odczuwają wobec Polski kompleksu niższości, wręcz odwrotnie. Postrzegają Polskę jako całkowicie niesamodzielne terytorium służalczo podległe USA. Polska nie wchodziła ani nie wchodzi w krąg ich zainteresowań politycznych, zaś jej rola w polityce zagranicznej Rosji po zbudowaniu Nord Streamu zmalała jeszcze bardziej.
Ktokolwiek by ni był prezydentem tego małozamożnego, niesuwerennego kraiku, nie stwarza dla Rosji żadnego zainteresowania, żadnego niebezpieczeństwa. Czy prezydentem Polski byłby jakiś Juszczenko, Achmadineżad lub Obama - postrzegany byłby jako mniej czy bardziej głośna szczekaczka. W żaden sposób Polska nie mogłaby skutecznie zablokować potrzebne Rosji inicjatywy i porozumienia gospodarcze, bo wystarczy choćby odrobinę wiedzy, a mniej romantyzmu, by wiedzieć, że gdzie są sprzedawca, kupiec, towar i pieniądz w portfelu - tam zawsze będą kręcić się interesy, i żadne reytanowanie, blokowanie, przyjęcie deklaracji i apeli nic nie zmieni. Zbyt mocne jest parcie na kasę, na interesy, zbyt kucym listkiem figowym jest deklarowana europejska solidarność, dbanie o prawa człowieka, o jakość demokracji itp.

Rosjanie nie mieliby żadnego powodu, by zabijać prezydenta Kaczyńskiego. Jego retoryka, wymierzona w Rosję, nigdy raczej nie wzbudzała politowania tej ostatniej, najwyżej tylko ubaw. Rosja, w odróżnieniu od samego prezydenta Kaczyńskiego, zawsze ze wszystkimi potrafiła się dogadać i miała swoich agentów wpływu w większości starych i nowych demokracji na tej planecie, samej Polski nie wyłączając (niech ktoś wreszcie się przyjrzy działalności Waldemara Pawlaka!).
I oto ta zabawna szczekaczka, mająca największe problemy z własnym stolcem i z własnym premierem, miałaby zostać celem zamachu? Cóż za niedorzeczność...

Do tego Rosjanie świetnie wiedzieli: prezydentura tego człowieczka dobiega końca, a szanse, że zostanie on wybrany ponownie, były mniej-więcej takie same, jak szanse na reelekcję Wiktora Juszczenki w jego własnym kraju. "Mniej, niż zero".

Nie było dla Rosjan tajemnicą również i to, jak słabym, przereklamowanym prezydentem był Kaczyński. Jak słabym był cieniem swojego brata. Gdyby Rosjanie myśleli przyszłościowo i chcieliby "czynnie" wpłynąć na stany polskich elit politycznych, doczekaliby się, aż międzynarodowy pociąg relacji Warszawa-Smoleńsk z Jarosławem Kaczyńskim na pokładzie wjedzie w ich przestwory. Wówczas nieznani chuligani mogliby przypadkowo ułożyć na szynach trochę cegieł i chrustu.

Paradoksalnie, rolę Rosjan w wydarzeniu "Smoleńsk-2010" można porównać do roli Sowietów w Warszawskim Powstaniu. Chcecie - walczcie, nie chcecie - nie walczcie, odpowiedzialność ponosicie sami, naszej pomocy się nie doczekacie, bo niby za jakie "zasługi" i w jakim celu mamy wam pomagać? Wykrwawicie się na własną odpowiedzialność i - co więcej - na własne życzenie.
Tak i tutaj. Nikt Kaczyńskiego do Rosji nie zapraszał. Skoro chce lecieć - niech leci, zabraniać nie będziemy. Żadnych prezydentów, kwiatów, dywanów i orkiestr na lotnisku. Rozpieprzył się - no cóż, trudno. Przylecieli, naśmiecili, narobili bałaganu, kupę problemów, a teraz jeszcze mają pretensje.

Korzystając z okazji, tak samo jak i po powstaniu, Polacy zaczynają narzekać: "nie pomogli, nie wsparli, a nawet niechlujnie przeprowadzili sekcję zwłok". Może Rosja powinna wystawić rachunek Polsce za przeprowadzone operacje i dochodzenie? To wówczas możliwa będzie reklamacja "na podstawie paragonu". A tak - jakie pretensje?

I przecież wcale się nie utożsamiam z Rosją ani z jej zachowaniem choćby w sprawie Smoleńska. Jednak widzę jasno: gdyby to rzeczywiście miał być zamach, działania Rosji byłyby już po katastrofie całkowicie inne. Byłoby coś, co całkowicie by się różniło od tradycyjnej rosyjskiej "pragmatycznej bylejakości", którą obserwujemy również w przypadku zachowań postsmoleńskich (sekcja zwłok, ochrona miejsca katastrofy itd.).

Nie, Rosja po Smoleńsku pozostaje po prostu sobą. Co ciekawe, Polska również pozostaje sobą, gdyż widać, że ani ułańska fantazja prezydentów / pilotów nie została ujarzmiona, ani beznadziejnie przegrane, potopione we krwi powstania niczego Polaków nie nauczyły. Pozostają na swoim miejscu cyniczna obojętność jednej strony i pretensje drugiej.

Jeżeli ktokolwiek pragnąłby takiego właśnie zamachu, należałoby go szukać nie w Rosji, lecz w samej Polsce.

Co uczynia wersję o zamachu całkowicie już nierealistyczną.

Pamiętamy znane powiedzenie: "ciężko odchodzić, ale jeszcze ciężej pozostawać".
Ukryty w nim jest głęboki sens. Rzeczywiście, łatwiej jest odjeżdżać, niż pozostawać na peronie i machać w ślad chustą lub ręką, biegnąc za oddalającym się oknem pociągu / autobusu.
A jeszcze ciężej jest, gdy żegnamy nie tylko bliską, ukochaną osobę, a połowę siebie samego.

Pod tym względem katastrofa smoleńska niewątpliwie najbardziej dotyczy Jarosława Kaczyńskiego.

I tu wypada zastanowić się nad jej wymiarem symbolicznym.

Dla mnie jej wymiar jest jednoznaczny - to poskromienie Jarosława Kaczyńskiego. Małego człowieczka o ogromnej pysze, który za wszelką cenę zapragnął rządzić tym krajem. Człowieczka, który w drodze do władzy nie przejmował się nikim i niczym. Który ubzdurał sobie, że jest godny być premierem, prezydentem, kimkolwiek tam jeszcze.

Jarku - to jest kara dla Ciebie. Kara nie od Rosjan, lecz od Losu, nazywanego przez niektórych bogiem. Ten oto "bóg" poszedł drogą Stalina, gdyż, by pokarać Cię najdotkliwiej jak tylko jest możliwe, poświęcił życie 95 innych osób. Widocznie, uznał, że ofiara była warta swego celu. Paryż wart był mszy... Gdzie drwa rąbili, tam wióry leciały...
Lecz ty tego nie zrozumiałeś. Nadal pchasz się na najwyższe urzędy, choć wiesz, że już za chwilę zostaniesz sam jak palec. Kota już nie ma, mama jeszcze jest... Jest niby jeszcze bratanica, ale, postawiona przez ciebie przed koniecznością wyboru między stryjem a małżonkiem, wybierze raczej ojca swojego dziecka, jakimkolwiek by nie był. Jeżeli jest normalna, oczywiście.

Tak - to ciebie uważam za winnego śmierci twojego brata, a pośrednio - i wszystkich pozostałych. Bo twój brat zawsze był zakładnikiem twojej niepohamowanej ambicji. Nie był doskonały w tym co robił, nie był nawet dobry - ale nie był cynikiem, nie szedł po trupach, nie uczynił z całego kraju zakładniczki swoich kompleksów. Cała jego osobista ambicja wyraziła się w odmeldowaniu tobie "wykonania zadania".

Jarosławie Kaczyński: to, że nawet po tym znaku losu ty nadal brniesz w swoją pychę, planując kandydowanie na urząd prezydencki, oznacza, że śmierć brata bliźniaka niczego cię nie nauczyła. Zmuszasz do myślenia, że nawet tego nieszczęsnego swojego brata traktowałeś instrumentalnie.

To się jeszcze na tobie zemści.

.

0 komentarze:

Prześlij komentarz