wtorek, 25 października 2011

Make piss, not PiS

Ciekawe rzeczy dzieją się w PiSsie.

Najpierw po raz szósty przegrywa się wybory.

Potem w partii wzrasta niezadowolenie i szykuje się protest wewnętrzny. Ponoć Ziobro z kupką zwolenników chce przejąć władzę. Ale najpierw trzeba utkać dookoła prezesa misterną pajęczynę.

Następnie Tadzio Cymański w "nieautoryzowanym" wywiadzie mówi o cwanym prezesie i jego pachołkach. O braku dyskusji wewnątrzpartyjnej, tęsknotą szeregowego PiSiarza za demokracją itp. Niby nic nowego - ale co, pan Cymański spadł nagle z księżyca i wcześniej nie zdawał sobie sprawy z tego, w jakiej partii się znajduje? To mi zalatuje "nagłym" "olśnięniem" posła Kopycińskiego. Nie brzmi to u Cymańskiego wiarygodnie i na 105% jest tzw. przeciekiem kontrolowanym. Nie przypadkiem mówi się, że europoseł Cymański dostał już od Jarka wszystko, co mógł, i po zakończeniu swojej eurokadencji pójdzie jak niepyszny w odstawkę. A tu widocznie była szansa ugrania sobie trochę świeżej przyszłości politycznej u boku Ziobry i Kurskiego. Do stracenia w każdym razie niczego nie było.

W dalszej kolejności Ziobro już osobiście domaga się "przywrócenia demokracji" w PiS. Ziobro, demokracji... Cóż za ponury żart. Od lat Panu, Panie Zero, demokracji w PiSie nie brakowało? Ale nic, Ziobro idzie va banque - albo będzie miał PiS dla siebie, albo spadnie, niczym Ikar, w niebyt, albo np. założy własną partyjkę, jeszcze bardziej prawą i sprawiedliwą, słuszną i zbawienną, jedynie polską, ludowo-narodową w jednym.
"Przelewałem krew za PiS", powiada Ziobro, i to chyba najsłuszniejsza część jego wypowiedzi. Tak jest, panie Ziobro, przelewał Pan krew za PiS, tyle że wszyscy wiemy, że... nie własną. Pani Blida, która mogłaby co-nieco o tym powiedzieć, zrobiła wam koło nosa, a Pan nałożył w portki z przerażenia. No... być może również własną, jeżeli wówczas dostał Pan miesiączki. Ale to już jest Pańska tajemnica. OK, przyjmijmy, że dostał Pan, więc własną krwią okupił winy PiSu i jego prezesa.

No i na zakończenie na głównej stronie portalu wyborcza.pl odbyła się sonda z serii "co zrobi Kaczyński": wyrzuci Ziobrę z partii czy podzieli się z nim władzą.

I tu miałem zagwozdkę. Bo wcale tego wyrzucenia nie jestem pewien.

Ziobro za dużo wie.
O tym, że on wie za dużo, wie również Kaczyński.

Obaj oni wiedzą, że teczka Kaczyńskiego znajduje się w rozporku Ziobry.

Jarosławie, wyhodowałeś sobie żmiję na własnej piersi.
Dosięgnie Cię kiedyś to, czego się boisz najbardziej.

Nikomu przykro nie będzie.

.

Byłby człowiek, a artykuł się znajdzie...

 

    Nequitia polonica magna est ("nikczemność polska wielka jest"), jak wszyscy zapewne wiemy. Polacy w necie - ułani zacni i odważni - cieszą się z zabicia polskich żołnierzy na misji w Afganistanie.

Nie wiem, czy oni są tam na misji, czy na "misji", czy istotnie są to wolontariusze, którzy pojechali tam bronić słusznej sprawy, czy może najemnicy na saksach (jako że jestem cynikiem, ciężko mi uwierzyć w ich same dobre, inne niż merkantylne, zamiary. Może właśnie dlatego nie wyjechałem osobiście do Afganistanu, że nie widzę tam żadnych "słusznych spraw", potrzebujących obrony?). Ale, cokolwiek by myśleć o powodach obecności tam polskich żołnierzy, nie wypada się cieszyć z ich zabicia. Bo to nie cynizm, ani ułaństwo. To już zwykła nikczemność.

Ale jak nazwać działania pana sierżanta Jacka Żebryka, który pozwał komentatorów forumowych do sądu? Troską o honor mundura Żołnierza Polskiego? Być może, być może... lecz w tej absurdalnej sytuacji wydaje mi się, że polscy internauci w tej sytuacji o wiele bardziej boją się Polskiego Oręża, niż ci talibowie... Panie Sierżancie, może faktycznie trzeba było skuteczniej dać popalić talibom, niż debilnym krajowym internautom? Bo niestety, kierując w tej sytuacji sprawę do sądu, naraził Pan honor Mundura, Oręża i Bóg Wie Czego Jeszcze Żołnierza Polskiego na śmieszność. Pozwoli Pan, że najpierw byśmy się dowiedzieli o jakichś niesłychanych sukcesach militarnych Polskich Żołnierzy w Afganistanie, a dopiero potem o ich honorze w sądzie? No ale... dlatego widocznie owe sukcesy są "niesłychane", że nikt nigdy o nich nie słyszał. Czego osobiście gratuluję.

A jak nazwać działania Pana Prokuratora Ziemowita Książka z Białogardu?
Śledczy dotrą do każdego z autorów [szkalujących komentarzy na forach]. "A wtedy na pewno coś jeszcze się znajdzie, bo wiele osób ma na swoich komputerach np. nielegalne oprogramowanie - mówi prokurator Książek. - Więc lepiej, żeby każdy z potencjalnych autorów dobrze przemyślał najpierw, zanim napisze coś takiego w internecie. Nawet, jeśli wybroni się wolnością wypowiedzi, znajdzie się coś innego i będzie miał kłopoty."

Czyżby Pan Prokurator zastraszał ludzi, ubiegając się do metod Andrzeja Januariewicza Wyszyńskiego, prokuratora stalinowskiego? "Byłby człowiek, a artykuł KK zawsze się znajdzie"? Jak nie przekroczenie wolności słowa, to ściągnięty z muła lub torrentów film, a jak nie film, to może hałasowanie po godzinie 22? Poszczuje Pan Prokurator jakąś sąsiadkę tych debili, żeby zeznała, że hałasują po 22.00 i przeszkadzają spać? A jak nie sąsiadka, to może im narkotyków trzeba podsypać do kieszeni? A potem co - kula w tył głowy? Bo właśnie tak jaśnie pan prokurator sobie postanowił? Ukarze ich Pan bez względu na wszystko? Przeforsuje wymarzony przez siebie wyrok?

Aż nie chce się wierzyć, że to urzędowa wypowiedź polskiego prokuratora, a nie prywatna opinia jegomościa spod budki z piwem czy podwórkowego chuligana, rabującego drobne i straszącego, żeby nie wzywać policji, bo inaczej zaszlachtuje. Hak się zawsze znajdzie, Panie Prokuratorze? Bo żyjemy w takim społeczeństwie, w takim państwie, że sposobem na "wyrobienie haków" są po prostu "odpowiednie" działania organów śledczych?

Cóż, widocznie, polscy prokuratorzy dokładnie w taki sam sposób strzegą prawa, jak polscy żołnierze - bronią demokracji w Afganistanie.

I byłoby śmiesznie, gdyby nie było strasznie.

Andrzej Januariewicz wdrapuje się na swoje honorowe miejsce obok Feliksa Edmundowicza w plejadzie idoli Polaków.
Kto następny?

.

czwartek, 20 października 2011

Sic transit gloria mundi

Каддафи прихлопнули, как таракана сапогом. При случае вырезали его отпрыска, видимо чтоб неповадно было стараться о "республиканский" престол в будущем.

Александр Григорьевич, может Вы знаете, кто следующий?

.

Szczury, wszędzie szczury...

Mamy w Polsce kilka gatunków szczurów. Te "zwyczajne" (Rattus), te "latające" (Columba) i te "polityczne" (Slavomiro Kopycinski).

Nie zdążył jeszcze zgromadzić się dopiero obrany Sejm, jak zaczęły się transfery polityczne: pan poseł Sławomir Kopyciński zwiał z klubu SLD do Ruchu Palikota.
Owszem, ja sam "zwiałem" z SLD do Palikota, gdyż na Palikota właśnie głosowałem. Ale ja - mogłem, gdyż "wyborca zmienny jest" i ma prawo... wyboru. Ale czy może ot tak sobie zwiać "wybraniec"?

Słusznie pytany o "wbicie noża w plecy" Leszkowi Millerowi, nowemu przewodniczącemu klubu SLD, Kopyciński raczył odpowiedzieć: "Nie wbijam żadnego noża w plecy. Wybór pomiędzy Kaliszem a Millerem jest wyborem między dżumą a cholerą. Obojętnie pod czyim będzie przewodnictwem, ja nie widzę żadnych szans dla przyszłości tej formacji". Ot tak.

Ja natomiast mam dla pana posła Kopycińskiego kilka pytań kontrolnych:

  • Czy w momencie, gdy dostawał pan miejsce na liście SLD (jedynkę! w Kielcach), również uważał Pan, że Wasza formacja nie ma żadnych szans na przyszłość? 
  • Jeżeli tak, to z jakiego powodu startował Pan właśnie z jej listy? 
  • Jeżeli ideowo Palikot jest Panu bliższy, dlaczego nie startował Pan z listy jego partii? Może dlatego, iż nie miał Pan pewności, czy owa partia przekroczy 5%? 
  • Czy nie sądzi Pan, iż oszukał Pan swoich wyborców? Wie Pan, szczytem pychy byłoby sądzić, że wszyscy z 7003 wyborców zagłosowali personalnie na jaśnie Pana, a nie na SLD i eseldowską jedynkę jako najpewniejszą kandydaturę. Na przykład, niektórzy moi znajomi z Krakowa zagłosowali na Tomka Kalitę nie dlatego, że go znają, lubią i bliskie im są jego poglądy, lecz z tego samego względu - miał największe szanse na wywalczenie krakowskiego mandatu dla SLD. Wie Pan, gdyby można było zagłosować "po prostu na SLD", ani Kopyciński, ani Kalita nie zebraliby tych tysięcy głosów. Samo SLD - być może tak. 
  • Czy uważa Pan, że SLD zdobyłoby mniej, niż swoje 8.24%, gdyby Pan opuścił ich szeregi przed wyborami, czy może więcej?


A wystarczyłoby przeczekać - rok, pół roku... Nie byłoby poczucia oszustwa. A tak - nie umiem tego poczucia się pozbyć.

A Pan, Panie Palikot, oczywiście, zaciera ręce, bo w drodze wyborów powszechnych o ile więcej tysięcy musiałby Pan zebrać, żeby wprowadzić do Sejmu nie 40, lecz 41 posłów?
I po co opowiadasz Pan dyrdymały o tym, jaki to Kopyciński jest "ideowy"? Jeżeli wszystkich pozostałych masz takich równie ideowych, to naprawdę żałuję, że na Ciebie zagłosowałem.

"Jestem i pozostanę człowiekiem lewicy", powiedział Kopyciński. Nie, panie pośle, jesteś i pozostaniesz szczurem lewicy. Bydłoszczurem - wszak nazwisko zobowiązuje, kopyta z butów wystają...

.

poniedziałek, 10 października 2011

Cyrk zakończyłsia

Za chwilę rozpocznie się kolejny. Klowni będą z pewnością ci sami, jedynie w pośpiechu podkrążą sobie oczy, bo poprzedni smar zdążył się osypać.

Czy jestem ukontentowany wynikiem wyborów? Tak, w sumie tak. Jak zauważają politolodzy, wybory były "negatywne", czyli "rząd był niezły, opozycja byłaby gorsza". Jeszcze bardziej negatywne te wybory były w stosunku do SLD. Na Palikota zagłosowali ci, których Sojusz Dupicy Lewokratycznej przez całe lata pozorowania działalności lewicowej zdążył wkurzyć maksymalnie.

Palikot jest wielką niewiadomą, tak samo, jak w roku 1994 wielką niewiadomą był w swoim kraju Aleksander Łukaszenko. Ludzie wybrali go w myśl zasady, że "gorzej być nie może", gdyż dotychczasowa władza świeciła tryumfy marazmu i otępienia. Lecz niestety - okazało się, że gorzej być jak najbardziej może, a Białorusini upodobnili się do ezopowego bagnistego królestwa żab, które, chcąc postępu, wybrały sobie na króla... bociana.

Polska to nie Białoruś: wydaje się, że mechanizmy państwowe (i państwowotwórcze) działają tu o wiele lepiej i żaden Łukaszenko nie ma możliwości okazać się uzurpatorem. Pod tym względem szansa dana Palikotowi jest dla Polski o wiele bezpieczniejsza, niż ta, którą w roku 1994 obdarowano Łukaszenkę.

Wyraz twarzy polityków SLD - bezcenny.

Jednocześnie widać, że lewica w Polsce ma szanse. Skumulowany wynik Palikota plus SLD ociera się o 20%, co jest, jak na Polskę w ostatnich latach, liczbą całkiem niezłą. Jest więc o co walczyć.

Tu i ówdzie sypią się nietrafione diagnozy i jeszcze bardziej znachorskie sposoby na uleczenie SLD: ponoć trzeba Sojusz odmłodzić jeszcze bardziej... Ale co to da? On i tak w tej chwili przypomina już prywatkę młodych przydupasów średniorozgarniętego liderka, który nie dopuszcza do publiczności nikogo, kto w jakimś choćby stopniu przewyższa go intelektem. Gdzie tu jeszcze bardziej odmładzać? Kto niby miałby głosować na tych politycznych przedszkolaków?

Są w SLD osoby głęboko mi sympatyczne, które w ciągu lat wykazały się fachową pracą dla kraju. Ich dramatem jest, że przebywają w partii, której stery zostały zawłaszczone przez politycznego i intelektualnego Nikta, zajmującego się nie tyle pracą propaństwową czy choćby propartyjną, ile konstruowaniem własnego dworu, promowaniem własnej nic nie znaczącej osoby. Jak długo lojalność wobec macierzystej struktury będzie dla nich hamulcem przed opuszczeniem partii, która w ostatnich latach zmieniła się nie do poznania, lecz jedynie na gorsze?

Tak, Miller, Balicki, Kalisz, Olejniczak - to politycy z mojej bajki. O wiele bardziej mojej, niż Palikot, erzac-lewica. Ale dopóki oni nie reprezentują SLD, lecz jedynie w nim trwają, nie dostaną mojego głosu.

Proszę Państwa: weźcie i zróbcie coś. Bo jak niby chcecie cokolwiek zmieniać w Polsce, skoro nie potraficie niczego zmienić na lepsze we własnej partii?

Jeszcze rok temu myślałem, że SLD odbił się od dna. Lecz okazało się, że "dno dna" (świetny wyraz Kazi Szczuki) jest znacznie, znacznie niżej. Dodatkowo poniżej zera mamy niezbadany wręcz zakres wartości ujemnych...

.

piątek, 7 października 2011

Nadchodzi krótki, zaledwie dwudniowy, odpoczynek od wyborów

Zbliża się cisza wyborcza.

Wreszcie ulga.

Każde kolejne wybory przeprowadzane w Polsce napawają mnie coraz to większym obrzydzeniem.

W głębokiej duszy mam rządzące bądź opozycyjne partie i ich liderów. Nie śledziłem tej kampanii, nie interesowało mnie, kto co na kogo powie, doniesie, "odkryje", ujawni itp. Pasjonowało mnie to w roku 2001, 2005, 2007, ale wreszcie mam dosyć. Tak samo, jak mam dosyć corocznych "bożych narodzeń", tych samych głupich kolęd, choinek, mikołajów i kazań naszego kleru, rok do roku takich samych. Bo niby dlaczego mam średnio co 365 dni pasjonować się niezwykle "nową" "tajemnicą" narodzin jakiegoś bachora lub - co kolejne 365 dni - rozpamiętywać, jak to jacyś Żydzi innego Żyda zgładzili? Też mi coś...

Tak samo jak klerowi brakuje co roku inwencji, co można wymyślić na te same wyświechtane tematy, w których od ok. 2000 lat nic nowego się nie dzieje, tak samo inwencji brakuje polskim politykom. Jedni straszą PiSem, drudzy - Tuskopalikotem, trzeci bredzą o jakiejś nowoczesnej lewicy... Starczy, proszę Państwa! Jesteście żałośni w tej swojej gorączce przedwyborczej! Starczy nam wmawiać, że oto zbliżają się wybory niesamowicie ważne, unikatowe, przełomowe, super-duper-niewiadomo-jakie. Kolejne "przełomowe", a tak naprawdę żałosne, wybory, odbędą się za 5 lat, albo za 4, albo za 3, albo za 2...

To WY się boicie, nie my!

Nie, nie boję się, że PiS wygra. Nie dlatego, że życzę im wygranej, lecz dlatego, że wiem, że oni są takimi samymi impotentami, jak i PO. I nie ma co nas nimi straszyć. "Pies, który szczeka, nie gryzie", powiadają bracia-ktoś-tam (wstawić opcjonalnie: Chińczycy, Ruscy, Eskimosi...). PiSowcy to nie są żadni diabli, lecz najzwyklejsi kundle, tak samo jak i członkowie innych partii politycznej. Tacy sami impotenci, jak i wszyscy pozostali. Sporo gadają, lecz nic z tego nie wynika. Nie popsują Polski, bo nawet popsuć, jak należy, nie potrafią. Najlepszym temu świadectwem są lata 2005-2007. Bałem się wówczas wygranej PiSu jak ognia, lecz... góra urodziła mysz, a ja żadnej zmiany w moim życiu nie zauważyłem.

Ktoś powie: Blida... No i co, że Blida? Święta Blida wyrządziła wszystkim anty-PiS-owcom ogromniasty prezent. Tak naprawdę nie wiemy, dlaczego się zabiła. Owszem, popsuła tym samym szyki PiSowi, ale powodów i celu jej samobójstwa jak nie znaliśmy, tak i nie znamy. Za to teraz wszyscy jak jeden mąż - i SLD, i PO, i PSL, i PJN, i RPP - mają czelność wykorzystywać jej śmierć w swoich własnych celach politycznych, jak gdyby byli Blidy największymi przyjaciółmi za życia...

Panie Tusk, Pana straszaki na mnie nie działają, bo PiS jest nie bardziej straszny, niż Ty - śmieszny. Wszyscy jesteście tak samo nieudolni. I nikt z was - dosłownie nikt - nie troszczy się o ten kraj, lecz o to, by wejść do władzy, zachować swoje stołki, zdobyć dla "swoich" jak najwięcej i za wszelką cenę - a usta wasze rżną dyrdymały o tym, że "Ojczyzna jest w niebezpieczeństwie"!

Nic w tym kraju się nie zmieni, nawet jeżeli PO przegra z kretesem, a PiS wygra. Wszystko jak było siermiężne i obciachowe, tak takowym i pozostanie. PiS potrafi zepsuć nie bardziej, niż PO - zbudować. Bo popatrzcie, kto jest w PiS? Kogo tam się bać? Przecież tam nie ma nikogo! Trzeba nie mieć oleju w głowie, żeby się bać różnych Błaszczaków, Hofmanów, Brudzińskich, Karskich i tym podobnych figurantów. Tam za dyżurnego demona robi tylko Jarek Kaczyński, który jest nie bardziej przerażający niż jego własny kot, a cała reszta - to są po prostu klowni.

Tusku, jesteś niesamowicie bezczelny, że udajesz, jakoby tej watahy błaznów się boisz. Oczywiście, ty się jej wcale nie boisz, lecz próbujesz zastraszyć nią nas, wyborców. Tobie chodzi po prostu o utrzymanie pozycji waszej partyjski na kolejne 5 lat. To MY mamy przestraszyć się Kaczyńskiego i wybrać cię na kolejną kadencję.
Ale, przepraszam, co mamy robić, jeżeli tego kurdupla się nie boimy?

Niech żeż zapadnie wreszcie ta cisza wyborcza i życie na chwilę wróci do normalności. Mam dość waszych mord, debat, agitek i udawanego zatroskania o los "ojczyzny".

.

sobota, 1 października 2011

Totalna podróba

"Palikot jest podróbką lewicy", powiedział Grzesiu Napieralski, zatroskany nie o Palikota, nie o lewicę, lecz o to, ilu swoich przepchnie do Sejmu.

I wiecie co?
Miał rację!

Bo to, że Palikot - platformers i oligarcha alkoholowy - stał się lewicą, to kwestia przypadku. Bo kim mógłby w tym kraju zostać? Jeszcze jedną prawicą? Taką, jak PJN, które po zerwaniu z PiS starych zwolenników straciło, a nowych nie zyskało, bo i niby skąd? Czyżby nie wiedziało, że "stan prawicy" - to nie wybór polityczny wolnego człowieka, lecz schorzenie umysłowe części społeczeństwa?
No więc Palikot jest roztropniejszy od tych przechrztów z PJNu i oczywiście zrozumiał, że prędzej poradzi sobie z brakami po lewej stronie.

Towarzyszu Napieralski, macie rację: Palikot to podróbka, imitacja lewicy. Lecz WY - Pan i prawie całe SLD - jesteście tej lewicy podróbką jeszcze gorszą. Waszym jedynym zatroskaniem jest wprowadzenie do Sejmu jak największej liczby "waszych". W tym celu podcieracie się społeczeństwem, zwłaszcza tą jego częścią, która potrzebuje prawdziwej lewicy niczym powietrza. W tym jesteście jeszcze bardziej cyniczni, niż jakikolwiek Palikot. I wciąż liczycie na to, że owe społeczeństwo nie będzie miało wyboru, że i tak zagłosuje na was, bo "Palikot nie ma szans", nikogo innego nie ma, a wy możecie przynajmniej poudawać z wysokości sejmowej sali obrad, że coś tam działacie w zakresie własnych obietnic wyborczych, wyjętych z szafy i odświeżonych przed kolejnymi wyborami.

Podobnie w kościołach po "bożym narodzeniu" wszystkie okolicznościowe szopki i dekoracyjki są demontowane i zwalane w bezładzie na poddaszu, w jakichś komórkach, za organami czy w piwnicach, tam gdzie przechowuje się wiadra, szmaty, wazony i inne badziewie. Wszystkie te gadżety - maryje, jezusy, zwierzęta, choinki, słoma, gwiazdki, tudzież wielkanocne jajka, piórka i krucyfiksy - w diabelskiej mieszaninie, niczym chłam, zwala się w kupę w oczekiwaniu na okres kolejnych "świąt", gdy, wywleczone i odkurzone, tu i ówdzie odmalowane i wyprostowane, znów mają przekonywać ciemny lud o jego własnej pobożności.

Niestety, logika podpowiada, że i kościół w Polsce jest jedynie podróbką religii.

I sama Polska jest podróbka cywilizacji zachodniej. Jedynie stara się naśladować ją wizualnie, ze zmiennym zresztą powodzeniem.
Dlaczego?

Bo w stosunkach społecznych panuje totalne Bizancjum. Pan wobec chłopa, profesor wobec studenta, ksiądz wobec wiernego, pracodawca wobec pracownika, emigrant wobec krajan, "patriota" któremu się nie udało wyemigrować wobec emigranta, władza wobec pospólstwa... Nuworysz wobec tego, komu dorobić się nie udało. Ktoś wyżej usytuowany wobec tego, co w hierarchii niżej.

Szkoda się w to zagłębiać. Kumaty i tak zrozumie.

To nie jest Europa. W Europie tak nie jest. To jest totalne zrusyfikowanie się, którego nie widać na naszych "europejskich" zabytkach, ale widać w duszy każdego z nas, wystarczy tylko trochę się tam zagłębić.

Podróbka Palikota na tle tego wszystkiego jest akurat najmniej szkodliwa, Grzesiu Napieralski. A być może jeszcze najbardziej sensowna, bo przynajmniej obiecuje być skuteczna. A w waszym obecnym SLD-owskim istnieniu ja niczego sensownego nie widzę.

Zagłosuję na Palikota. Też potrzebuję lewicy - może nie "autentycznej", ale na pewno skutecznej.

.

Człowiek jest najważniejszy

Kościół dba o człowieka przed jego urodzeniem.

Lewica - za życia.

PiS - po śmierci.

.