środa, 29 lutego 2012

PETA kills animals



  
Dear Jane Dollinger, you must be gassed. And throw yourself out in the trash with all PETA. 


.

To nie fair!

 
Wszyscy się naśmiewają z "ministry Muchy", całkiem zresztą słusznie, ale jakoś nikt nie zauważa, że najpierw propozycja "Pani Ministro" wyleciała z ust Samego Pełnych Tytułów Pana Lisa. Jej Ekscelencja Mucha (czy to nie brzmi przypadkiem jeszcze śmieszniej?) jedynie skorzystała z podanej propozycji. Być może zrobiła to z przekory?

Czasem przystanie na czyjąś tak absurdalną propozycję ma na celu ośmieszenie osoby, która właśnie miała w planach ośmieszenie ciebie. Zazwyczaj to całkiem dobrze skutkuje - no chyba że kogoś a priori lubimy, a kogoś nie. W tym przypadku pani Mucha akurat szczęścia nie miała - zebrała na siebie wszystkie cięgi.

Ale czy tylko mi się wydaje, że najbardziej w tej sytuacji ośmieszył się Sam Pan Lis?

poniedziałek, 27 lutego 2012

Indoktrynacja

 
Myślicie, że indoktrynacja to cecha poprzedniego ustroju? albo cecha państwa totalitarnego? albo dotyczy obecnie różnych tam Białorusi czy Rosji? Ewentualnie uprawiana jest przez Berlin lub Waszyngton?

Też tak do pewnego momentu myślałem.
Aż pewnego razu usłyszałem w kościele, a potem przeczytałem na stronie "publicznego" warszawskiego przedszkola...

Sercem kocham Jezusa,
Sercem kocham Jezusa,
Zawsze będę Go kochał,
Bo On pierwszy ukochał mnie.

Czy ….. (imię dziecka) kocha Jezusa?
- Tak, kocham Jezusa.
Dlaczego kochasz Jezusa?
- Bo On pierwszy ukochał mnie.

Czy dziewczynki kochają Jezusa?
- Tak, kochamy Jezusa.
Dlaczego kochacie Jezusa?
- Bo On pierwszy ukochał nas.

Czy chłopcy kochają Jezusa?
- Tak, kochamy Jezusa.
Dlaczego kochacie Jezusa?
- Bo On pierwszy ukochał nas.


Czy rodzice kochają Jezusa?
- Tak, kochamy Jezusa.
Dlaczego kochacie Jezusa?
- Bo On pierwszy ukochał nas. 

Przeczytajcie to, raz, drugi... od ckliwej monotonii robi się niedobrze, prawda? Powiało prymitywem, strasznym prostactwem, celowym ogłupianiem... Indoktrynacją. A teraz wyobraźcie sobie, że cała schola, cała grupa, cały kościół buja się w rytm natrętnej, obrzydliwej piosenki, wyśpiewując bezsensowne formułki... Głupota, niczym Gołębica (widocznie, siostra "ducha świętego"), unosi się i fruwa nad wszystkimi.

A przecież tej i innych podobnych piosenek uczą się dzieci... od małego, od przedszkola, do pierwszej komunii. Tych piosenek nie odczytuje merytorycznie podkuty ksiądz biskup, lubujący się własną elokwencją, ani rozgarnięty ksiądz proboszcz, kolędujący na nowy samochód. Czarną pracę Kościoła odwalają za tych panów żołnierzyce Chrystusa - zakonnice. To, co wyprawiają zakonnice w kontaktach z dziećmi, woła o pomstę do nieba. Szare, głupie baby, pozbawione smaku, poczucia i wyczucia artystycznego, pozbawione na własne życzenia piękna macierzyństwa, piękna miłości cielesnej, wyprawiają z gustami i psychiką dzieci to, za co zwykły pedagog czy wychowawca dawno dostałby kopniaka w dupę.

A dzieci się uczą... czytają, śpiewają, malują "dobrego Jezusa". A potem wyrastają, i... bronią "tradycji". I mówią, że wszyscy w coś wierzą - jedni w "istnienie", drudzy w "nieistnienie". I nie wiedzą, jak to można bez "dobrego Jezusa" żyć.

Te dzieci są indoktrynowane o wiele drastyczniej, niż jakiekolwiek społeczeństwo jakiegokolwiek totalitarnego kraju. Bo tutaj wszystko się odbywa pod korowód zapewnień o "boskiej miłości", haseł o demokracji, w majestacie prawa, przy powszechnej akceptacji... Gdzie ma się ukryć, schować dziecko, które nie chciałoby śpiewać o tym, czy i dlaczego "ukochało Jezusa"? Gdzie ma się podziać dzieciak, który do Jezusa miłości nie odczuwa?????

piątek, 24 lutego 2012

Ateizm to nie "wiara w nieistnienie boga"!

   

Na "Wyborczej" trwa bardzo ożywiona polemika, wywołana bardzo ciekawym listem Wojciecha Szczęsnego.

Gdyby tak popatrzeć na przekrój odpowiedzi, to kościoły nasze powinny być co najmniej w połowie puste. Tak jednak nie jest... może dlatego, że ci co bardziej wierzący nie czytają "Wyborczej" online (ani prawdopodobnie niczego innego, również offline). W każdym razie, czego tylko wierzący nie zarzucają niewierzącym... Naprawdę, forum godne jest przeczytania.

Najbardziej wkurzające są twierdzenia typu "udowodnij, że Boga nie ma" (w znaczeniu "udowodnij, że nie istnieją krasnoludki" albo "udowodnij, że nikogo nie zabiłeś"), albo, co lepsze, komentarz, że nie ma ludzi niewierzących - "teiści wierzą w [istnienie] boga, ateiści wierzą w jego nieistnienie". Wszyscy wierzą we wszystko. No, komuniści kiedyś wierzyli w Lenina, Stalina, Mao i innych kurdupli, co dobitnie pokazuje, że nie chodzi o obiekt adoracji, lecz o stan zdrowia psychicznego tego, kto adoruje. A z tym zawsze jest problem, czy u komuchów, czy u "imperialistów", czy na lewicy, czy na prawicy. A "bogowie" zawsze niestety się znajdą.

Twierdzenie, że wszyscy w coś wierzą, jest wręcz bałamutne... Ateiści niby wierzą, że kogoś nie ma? Opamiętajcie się, ludzie, to na WAS - wierzących - leży udowodnienie, że coś jednak jest, a nie odwrotnie! Nie trzeba wszystkich czesać tym samym grzebieniem, czy mierzyć tą samą miarą! Ateiści nie "wierzą w nieistnienie", lecz nie wierzą w istnienie!

A ja mam swoje trzy grosze do wstawienia:

Ateizm to nie "wiara w nieistnienie boga".
Ateizm - to wtedy, gdy wszystko mi jedno, czy bóg istnieje, czy nie istnieje.
Może sobie istnieć. Mi to nie przeszkadza. On ma takie samo prawo do istnienia, jak ja.

Inna sprawa, że nie mam zamiaru go adorować. Jeżeli bóg oczekuje adoracji od setek miliardów ludzi (w ciągu całego istnienia ludzkości), to jest to po prostu straszna pycha. Z jakiej racji muszę go adorować, być mu za cokolwiek wdzięcznym? Bez przesady. Z bogiem policzę się (albo nie), gdy umrę. A małym ludziskom, którzy są gotowi zabijać tych, co nie podzielają ich "wiary", mówię: wara ode mnie. Bo to ludzie chcą rozliczać innych ludzi. W imię boga, oczywiście. Tacy sami ludzi boga i wymyślili - żeby łatwiej było panować nad innymi ludźmi.
 


 I to właśnie jest moja deklaracja światopoglądowa.
Amen.
.

piątek, 10 lutego 2012

Kretyni rządzą Warszawą

 
 
«Stacja "Świętokrzyska pasta". Ostrożnie, drzwi zamykają się. Następna stacja - "Majonez kielecki"».

Durnie. Idioci rządzą tym miastem. Ostatnio przecierałem oczy ze zdumienia, gdy ujrzałem nazwę "Skwer Matki Sybiraczki".

Nikt jeszcze nie ma tego dość? Nikt nie ma jeszcze dość tego, że Warszawa w znacznej swej części wygląda jak świeżo po przegranym powstaniu? Jak ktoś nie wierzy, niech uda się na Pragę. Obojętnie, czy Północ, czy Południe.

A ci kombatanci... gdyby z taką werwą walczyli z Niemcami, jak teraz lobbują "swoje" nazwy, na pewno wygraliby zarówno powstanie warszawskie, jak i całą wojnę. Bez pomocy ruskich. W cuglach, we wrześniu 1939, zanim jeszcze Stalin wszedł.

Ależ jak mogli wygrać, skoro są tak denni? Nie dość, że są beznadziejnie twardogłowi (żadna dżuma ani cholera ich nie bierze... ot co znaczy hartowanie komunistyczne! Są niczym Lenin, wiecznie żywi...), to jeszcze narzucili tej biednej Warszawie w 1944 roku swoje powstanie. Nie dość, że narzucili, to jeszcze przegrali!! Ot, uczynili zakładnikami swojej głupoty jakiś milion osób, zamordowanych i wysiedlonych.

A teraz czynią swymi zakładnikami kolejne 2 miliony osób. I bóg jeden wie, ilu jeszcze. Nienarodzonych. Na wieki wieków namaszczonych pastą świętokrzyską z mięsa kombatantów. Amen.

.

piątek, 3 lutego 2012

"Podchodziłem do sprawy zbyt dwudziestowiecznie..."

       
   
Panie Premierze, bardzo mądra decyzja.
Akurat nie wątpimy, iż jest Pan premierem jak najbardziej XXI-, a nawet XXII-wiecznym, ale jak dotychczas Pański rząd w sprawie służalczego wobec amerykanów wprowadzenia przepisów ACTA za bardzo się zagalopował. Cieszymy się, że miłe pochody "pierwszomajowe" po różnych miastach kraju i niemniej miłe surfowanie po stronach rządowych geniuszy młodych, lecz gniewnych, potrafiło otworzyć Panu oczy.
Mamy też nadzieję, że w takim galopującym tempie Polska dogoni i wyprzedzi inne kraje europejskie w nieco innych dziedzinach. Może to być jakkolwiek trudne, wszak rzadko które wyprzedzenie udało nam się tak małym nakładem...

A teraz serio. Panie Premierze, w świetle tego, że Polska ma na swych sztandarach różne hasła wolnościowe, ten szczenięcy pęd, ta, podkreślę raz jeszcze, służalczość wobec mocnych tego świata w podpisywaniu się pod ACTA jest bardzo, bardzo nie na miejscu. Dobrze, że wreszcie Pan to zrozumiał.

A Pierwszą Strzelbę kraju niejako przy okazji uprasza się o całkowite zaprzestanie ohydnych, karygodnych praktyk myśliwskich. Do Polski przyjeżdżali na polowanie Romanowowie, Chruszczowowie, Breżniewowie i inni różnej maści hitlerzy. A teraz proszę, mamy własnego namiestnika...

.

Matka zabiła

... a teraz cała Polska zna jej twarz: twarz kłamczuchy, twarz dzieciobójczyni, twarz osoby religijnej, która kiedyś służyła do mszy w klasztorze, a później wzięła ślub z byłym ministrantem. Twarz osoby, dbającej o prokreację.



Cała Polska jej współczuła, żyła tą sprawą. Wszyscy byli poruszeni. I taki finał...

Proponuję matce zgłosić się po odbiór 160 tysięcy złotych, przeznaczonych na nagrodę za informację. Wszak to nikt inny, jak sama pani Kasia W., wskazał zabójcę i porywacza.

Nie wiem, jak można egzystować po tym, jak twoją obłudną twarz poznały miliony ludzi. Na co liczyłaś, mamo, epatując swoją tragedią, udzielając wywiadów, pozując do zdjęć? Po co brnęłaś w to wszystko?

Może warto było jednak w tym klasztorze zostać?

.

środa, 1 lutego 2012

Tego nie robi się kotu...

   
Umrzeć - tego nie robi się kotu.

Bo co ma począć kot
w pustym mieszkaniu.

Wdrapywać się na ściany.
Ocierać między meblami.

Nic niby tu nie zmienione,
a jednak pozamieniane.

Niby nie przesunięte,
a jednak porozsuwane.

I wieczorami lampa już nie świeci.

Słychać kroki na schodach,
ale to nie te.

Ręka, co kładzie rybę na talerzyk
także nie ta, co kładła.


Coś się tu nie zaczyna
w swojej zwykłej porze.

Coś się tu nie odbywa,
jak powinno.

Ktoś tutaj był i był,
a potem nagle zniknął.

I uporczywie go nie ma.


Do wszystkich szaf się zajrzało,
przez półki przebiegło.

Wcisnęło się pod dywan i sprawdziło.

Nawet złamało zakaz
i rozrzuciło papiery.

Co więcej jest do zrobienia.
Spać i czekać.


Niech no on tylko wróci,
niech no się pokaże.

Już on się dowie,
że tak z kotem nie można.

Będzie sie szło w jego stronę
jakby sie wcale nie chciało,
pomalutku,
na bardzo obrażonych łapach.

I żadnych skoków, pisków na początek.

Tego nie robi się kotu.

(W. S.)

.