Jestem osobą niezwiązaną z Kościołem i kieruję się innymi zasadami, niż te wynikające z "prawd wiary".
Nie głosowałem ani na Kaczyńskiego, ani na PiS. Nie uważam też, że Lech Kaczyński był dobrym prezydentem.
Ale NIE MUSIAŁ GINĄĆ.
Miał prawo do życia, do sprawiedliwej oceny, do porażki wyborczej, wreszcie do powszechnej krytyki i wreszcie do tego, żeby ktoś go z Pałacu wykopał.
Jego życie jest jednak dla mnie cenne. Tak samo, jak i życie pozostałych osób na pokładzie, jakiekolwiek wartości by sobą nie reprezentowały. Nikt z nich na śmierć nie zasługiwał, nikt nie musiał umierać tak głupio, tak przypadkowo. I żałoba narodowa jest jak najbardziej na miejscu. Niech no zgadnę, że wśród tych stu tysięcy żegnających nawet połowa na Kaczyńskiego nie głosowała. Ale ci ludzie znaleźli w sobie pokłady współczucia, i to charakteryzuje ich z jak najlepszej strony.
Bo nie jest ważne, czy prezydent im odpowiadał - ważne, że był Prezydentem, oraz - że kochał Polskę i był jej patriotą. A jeżeli ktokolwiek kocha swój kraj, to nie musi się zgadzać z Kaczyńskim, musi natomiast odczuwać pewną z nim więź, pewną solidarność. Inaczej - niestety - jest nikczemnym bydlakiem bez rodowodu.
W końcu, prezydent nie utopił się w wannie i nie przedawkował trawy, nie zasłabł podczas wizyty w burdelu.
Zginął godną, choć przypadkową i przez to przerażającą śmiercią, wykonując swoje zadanie.
0 komentarze:
Prześlij komentarz