Trzymam w ręku piękny okaz - "urodzinowe, bardzo specjalne" wydanie polskiego Newsweeka. Świetne artykuły, pełne natchnienia i autorefleksji rozpamiętywania popełnionych błędów i zabawnych sytuacji, wspaniałe gratulacje od obecnych i byłych prezydentów, marszałków i innych przewodniczących napieralskich. Naprawdę świetnie się czyta.
Ale niestety, coś sprawia, że "Newsweek" jest pismem... toaletowym. Kiblowym, jak ktoś by dosadniej powiedział. Dlaczego? Czyżby poziom jego artykułów był denny, nadający się do podtarcia, jak obietnice premiera Tuska? Nic z tych rzeczy.
Po prostu... jak bardzo bym nie miał suchych rąk, zostanę upaprany, umazany farbą drukarską, a po przeczytaniu jednego-dwóch artykułów bardziej zaczynam przypominać wściekłego malarza na kacu, niż ponoć rozgarniętego, współczesnego człowieka czytającego klasowe pismo. No bo jak można to czytać jadąc autobusem lub siedząc w kolejce w urzędzie??
Niestety, powyższe sprawia, że czytuję "Newsweeka" jedynie w kiblu. Po czym myję ręce. I idę żyć dalej.
Dlaczego "Angora", "Wyborcza" rąk nie brudzą? "Nasz Dziennik" w końcu też nie. Widocznie można?
Drodzy redaktorzy polskiego "Newsweeka", zróbcie coś z waszą drukarnią, dopilnujcie, by ktoś to lepiej suszył, no już nie wiem, nie obchodzi mnie, jak, co i dlaczego, po prostu nie życzę sobie mieć na dłoniach lustrzane odciski Waszych artykułów, zdjęć gwiazd czy reklamy!
.
środa, 21 września 2011
środa, 14 września 2011
Kasa z dupy
W Polsce co trzeci gej jest "zawodowym masażystą", w Czechach co trzeci gej jest naganiaczem klubu lub knajpy gejowskiej. W pozostałym cywilizowanym świecie co trzeciego geja, zamiast "kurwą" lub "dziwką", określa się patetycznym mianem "escort"; "dziwka" bowiem (albo "kurwa") od dawna przestała oznaczać zawód, stając się marzeniem społeczno-erotycznym... co drugiego geja.
.
.
Etykiety:
Humor
niedziela, 11 września 2011
11 września. Tragiczna rocznica
Dzisiaj my wszyscy, cała planeta obchodzi jakże smutną, tragiczną rocznicę - 10. Rocznicę Rozpoczęcia Światowej Walki z Terroryzmem.
Wybory wygrało SLD.
Zapoczątkowało to całą serię nieszczęść: SLD, jak wiadomo, jest skrótem od jakże proroczej dla Polski frazy "Samolot Leci w Dół". Samolot, a dokładnie, samoloty poleciały w dół, i rozpoczęła się niemająca końca i kresu walka z terroryzmem, trwająca do dzisiaj.
Mnie ogrom tej tragedii dotknął jak najbardziej osobiście, i to nie tylko ze względu na nieobejrzane 11 września 2001 roku filmy. Wracając zimą 2010 roku ze Szwecji samolotem, skonfiskowano mi buteleczkę kanadyjskiego syropu klonowego, kupionego w szwedzkim Lidlu za bardzo przystępną, w porównaniu do polskiej, cenę. Buteleczka zawierała magiczne pół litra gęstego, brązowego syropu klonowego, którego nigdy wcześniej - ani później - nie miałem okazji posmakować. Widocznie, nie jest mi to pisane.
Mam nadzieję, że mój istotny wkład w światową walkę z terroryzmem nie został zmarnowany. Wznoszę tamtym syropem stosowny toast za życie, zdrowie, świętą pamięć i spokój duszy wszystkich jeszcze żywych i już pomordowanych terrorystów, ich ofiar i pozostałych ludzi dobrej woli.
Amen.
Wybory wygrało SLD.
Zapoczątkowało to całą serię nieszczęść: SLD, jak wiadomo, jest skrótem od jakże proroczej dla Polski frazy "Samolot Leci w Dół". Samolot, a dokładnie, samoloty poleciały w dół, i rozpoczęła się niemająca końca i kresu walka z terroryzmem, trwająca do dzisiaj.
Mnie ogrom tej tragedii dotknął jak najbardziej osobiście, i to nie tylko ze względu na nieobejrzane 11 września 2001 roku filmy. Wracając zimą 2010 roku ze Szwecji samolotem, skonfiskowano mi buteleczkę kanadyjskiego syropu klonowego, kupionego w szwedzkim Lidlu za bardzo przystępną, w porównaniu do polskiej, cenę. Buteleczka zawierała magiczne pół litra gęstego, brązowego syropu klonowego, którego nigdy wcześniej - ani później - nie miałem okazji posmakować. Widocznie, nie jest mi to pisane.
Mam nadzieję, że mój istotny wkład w światową walkę z terroryzmem nie został zmarnowany. Wznoszę tamtym syropem stosowny toast za życie, zdrowie, świętą pamięć i spokój duszy wszystkich jeszcze żywych i już pomordowanych terrorystów, ich ofiar i pozostałych ludzi dobrej woli.
Amen.
Etykiety:
Katastrofa,
miscellanea,
SLD
czwartek, 8 września 2011
Awaria Allegro
Na naszych oczach Allegro stało się Grave senza tempo e quasi niente, czyli po prostu upadło... Awarii uległy wszystkie serwisy tej spółki, znane m.in. w Rosji, Bułgarii, Serbii, na Ukrainie, Białorusi, jako właśnie "Allegro", "Molotok", "Tizo" czy "Aukro".
Serwis przeprasza za awarię, z którą nie może się uporać, i informuje o przedłużeniu kończących się teraz aukcji o 24 h.
Marna pociecha dla tych, którzy czegoś pilnowali albo planowali dokonać bardzo szybkiego zakupu, np. nowego aparatu fotograficznego przed wyjazdem.
W tych warunkach owe deklarowane "Allegro" oddaje silnym "scherzando" i jest mocno na wyrost...
Serwis przeprasza za awarię, z którą nie może się uporać, i informuje o przedłużeniu kończących się teraz aukcji o 24 h.
Marna pociecha dla tych, którzy czegoś pilnowali albo planowali dokonać bardzo szybkiego zakupu, np. nowego aparatu fotograficznego przed wyjazdem.
W tych warunkach owe deklarowane "Allegro" oddaje silnym "scherzando" i jest mocno na wyrost...
Etykiety:
Katastrofa,
miscellanea
środa, 7 września 2011
Manipulacja medialna
Pewien pan jechał sobie szybkim motorkiem, którego lubi i który pozwala czuć się bardziej męsko, przypierdolił w inne autko, wyleciał z siodła, przeorał nosem ziemię i teraz leczy się w szpitalu na Szaserów za pieniądze podatników (nie wykluczam, że za swoje również).
Ot, z kim się nie zdarza, prawda?
Na nieszczęście obywateli tego zacnego kraju, media postanowiły urządzić pokazowe show, podobne do tego z okresu zgonu Karola Wojtyły. Jak płakać, to całym krajem! Jak uwielbiać, to całym światem! Od kilku dni "cały kraj", ba, "cały świat" śledzi przebieg wydarzeń o znaczeniu planetarnym - wypadku pana Jarosława Wałęsy.
Kim jest pan Jarosław Wałęsa? Trudno powiedzieć. Jeden z setek tysięcy trzydziestokilkuletnich panów, obywateli tego kraju, którzy gorzej czy lepiej pracują, zarabiają, udzielają się publicznie lub nie, robią dzieci lub nie, mając między nogami krótsze lub dłuższe, chudsze lub grubsze penisy.
Ot, z kim się nie zdarza, prawda?
Na nieszczęście obywateli tego zacnego kraju, media postanowiły urządzić pokazowe show, podobne do tego z okresu zgonu Karola Wojtyły. Jak płakać, to całym krajem! Jak uwielbiać, to całym światem! Od kilku dni "cały kraj", ba, "cały świat" śledzi przebieg wydarzeń o znaczeniu planetarnym - wypadku pana Jarosława Wałęsy.
Kim jest pan Jarosław Wałęsa? Trudno powiedzieć. Jeden z setek tysięcy trzydziestokilkuletnich panów, obywateli tego kraju, którzy gorzej czy lepiej pracują, zarabiają, udzielają się publicznie lub nie, robią dzieci lub nie, mając między nogami krótsze lub dłuższe, chudsze lub grubsze penisy.
Dlaczego zatem wypadek z udziałem tego akurat pana miałby nas interesować bardziej, niż tysiące innych podobnych wypadków z polskimi trzydziestolatkami?
Po jaką cholerę media "żyją" tą sprawą, organizują i transmitują na żywo konferencje prasowe lekarzy (i to w kilku częściach), poświęcają temu czas w wiadomościach, opowiadając o tym i zadając pytania głosem pełnym tragizmu i modlitewnej tremy? Jadę autem - w radiu o Wałęsie, siedzę u fryzjera - w telewizji konferencja o Wałęsie, uruchamiam przeglądarkę - patrzy na mnie Wałęsa jak żywy, otwieram kosz na śmiecie - a tam gazety z Wałęsą w czołówce... No, wobec tego ostatniego zjawiska nic przeciwko raczej nie mam. Że Jarek Wałęsa zdominował kosz, to zrozumieć mogę, ale dlaczego, do cholery, Jarek Wałęsa zdominował moje życie? Hej, media, czy wam ktoś za ten teatr absurdu płaci??
Czy jestem może znieczulony? Yes, ale z całą pewnością nie do takiego stopnia, by dać się zwariować!
Dlaczego media robią mi wodę z mózgu? Dlaczego sugerują, że mam do czynienia z czymś znacznie istotniejszym i poważniejszym, niż w rzeczywistości? Dlaczego mnie karmią tym gównem? Bo co, pan Jarek jest synem swego tatusia? No i co z tego? A jakie on ma dokonania? A jakie miałby on szanse na zaistnienie w polityce krajowej, gdyby nie chwytliwe nazwisko i koneksje rodzinno-partyjne? A co, jeżeli któraś z nikomu nie znanych córek prezydenta Komorowskiego dostanie nagle biegunki, też zostanie zwołana konferencja prasowa, poświęcona temu "wydarzeniu"?
U mnie na osiedlu zginęła dwójka dzieci, które wiozła autem babcia. Z podporządkowanej drogi, na skrzyżowaniu bez świateł, wyleciał z prędkością 150 km/h jakiś pojebaniec, taranując przy okazji trzy inne auta. Teraz na miejscu palą się znicze, a reszta rodziny protestuje przed urzędem dzielnicy, domagając się (bezskutecznie, oczywiście) instalacji świateł. Policji, jak to zwykle bywa, nawet nie przyszło do głowy, żeby zatrzymać palanta na miejscu wypadku. "Analizując sprawę", puściła go po prostu luzem.
Czy ta tragedia jest choćby o włos mniej istotna i przerażająca, niż połamane żebra wciąż żywego pana Jarka Wałęsy? Nie. Ale czy ktokolwiek z tego powodu organizuje konferencje prasowe i sra ludziom na mózg, pouczając, komu mają współczuć i o kim mają myśleć po wyłączeniu telewizora / radia / po wyrzuceniu gazety do kosza? Jakoś nie zauważyłem.
Nawet kochana "Wyborcza", publikując artykuły o Jarku Wałęsie, nie pozwala na zamieszczanie pod nimi komentarzy. Czyni tak zwykle w "szczególnie wzniosłych" przypadkach, jak to jakieś katastrofy narodowe, Smoleńsk, Papież itp. Co, "pewne rzeczy nie wymagają komentarza", bo "wymagają jedynie czapek w dół i pochylenia głowy"? Komentarze są "niestosowne"? A może redakcja się obawia, że komentarze swoją trafną oceną zniweczą misternie utworzony wizerunek męczeństwa Syna Pana Prezydenta Lecha Wałęsy Jarosława (w skrócie SPPLWJ)?
Życzę oczywiście panu Jarkowi Wałęsie dobrego zdrówka, dobrych motorków pod tyłkiem i szerokich polskich dróg (do powstania których on, z racji wykonywanego zawodu, wybitnie może się przyczynić), ale zawszonym mediom, które rozpętały kampanię manipulacji świadomością społeczną w całkowicie niedorzecznym celu, życzę jak najszybciej zbankrutować.
Etykiety:
bydlactwo,
Gazeta Wyborcza,
Manipulacja,
paranoja,
Polska,
Prezydent,
społeczeństwo
wtorek, 6 września 2011
Kto jest bez winy...
I znów wracamy do wydarzeń z 10 kwietnia 2010 roku. Smoleńsk. Katastrofa. 96 ofiar. Raport MAK, gra polityczna, raport komisji Millera. Setki, tysiące artykułów, wywiadów, dyskusji, godzin eteru. Mniej czy bardziej absurdalne hipotezy. Podział społeczeństwa polskiego i niewątpliwie rosyjskiego. Szczera chęć wyjaśnienie prawdy, szczere mataczenie, szczera próba zrobienia sobie kariery politycznej na ludzkiej tragedii. Ckliwa rozpacz jednych i zadziwiające zobojętnienie drugich.
Co można z tego wszystkiego zrozumieć? Chciałbym spróbować poszeregować przewinienia poszczególnych osób i urzędów, tak oby usystematyzować posiadaną wiedzę. Nie twierdzę, że wszystko doskonale wiem, ani że jestem absolutnie na bieżąco we wszystkich szczegółach wyjaśnienia tej sprawy. Ta próba - czy będzie udana, czy nie - jest próbą zmierzenia się z własną obojętnością, która coraz bardziej pochłania mnie w związku z myśleniem o katastrofie samolotu prezydenckiego.
Wina po stronie Polski:
1. Wina kpt. Protasiuka
a. Brawura intelektualna, polegająca na wzięciu na siebie całkowitej odpowiedzialności za los lotu przy całkowicie biernej i niedoświadczonej reszcie załogi. Nadmiar problemów przerósł możliwości percepcji kapitana;
b. Niedostrzeżenie faktu posługiwania się innym wysokościomierzem, niż wymagały przepisy;
c. Zbyt częste poleganie na automatyce, która ostatecznie zawiodła (autopilot);
d. Nadmierna pewność siebie, jeżeli chodzi o posługiwanie się językiem rosyjskim. Co to, próba pochwalenia się przed Rosjanami, jacy to z nas poligloci? W przypadku ekstremalnej sytuacji dowódca zdawał się nie rozumieć dokładnego sensu komend wydawanych w obcym języku.
e. Kapitan Protasiuk był bezpośrednim sprawcą technicznym katastrofy.
2. Wina członków załogi
a. Pozostali członkowie załogi byli niedoświadczeni i niezgrani jako drużyna. Nie podjęli się wykonywania obowiązków należących bezpośrednio do nich. Żaden z nich nie wymusił na kapitanie właściwego podziału obowiązków. Żaden z nich nie był kapitanowi pomocny w sytuacji kryzysowej. Załoga w zasadzie była zestawem figurantów, nieponoszących żadnej odpowiedzialności za właściwy przebieg lotu.
3. Wina kierownictwa wojskowego
a. Niewłaściwe kierowanie 36 Specjalnym Pułkiem Lotnictwa Transportowego, skąd pochodziła załoga;
b. Rezygnacja z symulatorów tupolewa;
c. Tolerowanie naginania przepisów, niewłaściwe zarządzanie systemem szkoleń i doborem załóg lotniczych.
4. Wina prezydenta Lecha Kaczyńskiego
a. Zaproszenie na jeden samolot aż tylu ważnych osób z kierownictwa krajowego;
b. Stworzenie ogólnej niekomfortowej atmosfery dla pracy załogi samolotu prezydenckiego (wydarzenie w Tbilisi);
c. Brak podjęcia decyzji i wydania stosownego polecenia w momencie, gdy już było wiadomo, iż warunki atmosferyczne uniemożliwiają wylądowanie w Smoleńsku.
5. Wina bliżej niesprecyzowanych czynników zależnych od władz Polski
a. Stworzenie sytuacji, w której dochodzi do dwóch równoległych wizyt dostojników państwowych, każda z których jest zorganizowana z myślą o niedopuszczeniu konkurencyjnej części kierownictwa państwa do wzięcia w niej udziału;
b. Tolerowanie niedopuszczalnych praktyk panujących w wojsku i jego kierownictwie;
c. Zaniedbanie kwestii bezpieczeństwa w przewozach najważniejszych osób w państwie i posługiwanie się samolotami o zdecydowanie przestarzałej konstrukcji.
Wina po stronie Rosji
1. Wina kontrolerów lotu
a. Nieprecyzyjne podejście do swoich obowiązków, wyrażające się w posługiwaniu się nienormatywną leksyką, wydawaniu nieprecyzyjnych poleceń, nieposługiwaniu się językiem angielskim. Brak stuprocentowej odpowiedzialności za swoją część pracy, typowo rosyjski luz i woluntaryzm.
2. Wina bliżej niesprecyzowanych czynników krajowych
a. Ubogie i wadliwe wyposażenie lotniska Smoleńsk Północny;
b. Dopuszczenie lotniska o takim stanie wyposażenia do obsługi lotów międzynarodowych;
c. Niedziałające lub częściowo niedziałające światła na pasie startowym.
Nie wiem, czy wszystko opisałem dokładnie, ale starałem się niczego nie przekłamać. Drobne kwestie techniczne, jak to np. obecność w wieży kontroli lotów osób o niezrozumiałych kwalifikacjach i obowiązkach, czy też działania służb obu krajów już po katastrofie, niemających wpływu na jej przebieg, pominąłem.
.
Co można z tego wszystkiego zrozumieć? Chciałbym spróbować poszeregować przewinienia poszczególnych osób i urzędów, tak oby usystematyzować posiadaną wiedzę. Nie twierdzę, że wszystko doskonale wiem, ani że jestem absolutnie na bieżąco we wszystkich szczegółach wyjaśnienia tej sprawy. Ta próba - czy będzie udana, czy nie - jest próbą zmierzenia się z własną obojętnością, która coraz bardziej pochłania mnie w związku z myśleniem o katastrofie samolotu prezydenckiego.
Wina po stronie Polski:
1. Wina kpt. Protasiuka
a. Brawura intelektualna, polegająca na wzięciu na siebie całkowitej odpowiedzialności za los lotu przy całkowicie biernej i niedoświadczonej reszcie załogi. Nadmiar problemów przerósł możliwości percepcji kapitana;
b. Niedostrzeżenie faktu posługiwania się innym wysokościomierzem, niż wymagały przepisy;
c. Zbyt częste poleganie na automatyce, która ostatecznie zawiodła (autopilot);
d. Nadmierna pewność siebie, jeżeli chodzi o posługiwanie się językiem rosyjskim. Co to, próba pochwalenia się przed Rosjanami, jacy to z nas poligloci? W przypadku ekstremalnej sytuacji dowódca zdawał się nie rozumieć dokładnego sensu komend wydawanych w obcym języku.
e. Kapitan Protasiuk był bezpośrednim sprawcą technicznym katastrofy.
2. Wina członków załogi
a. Pozostali członkowie załogi byli niedoświadczeni i niezgrani jako drużyna. Nie podjęli się wykonywania obowiązków należących bezpośrednio do nich. Żaden z nich nie wymusił na kapitanie właściwego podziału obowiązków. Żaden z nich nie był kapitanowi pomocny w sytuacji kryzysowej. Załoga w zasadzie była zestawem figurantów, nieponoszących żadnej odpowiedzialności za właściwy przebieg lotu.
3. Wina kierownictwa wojskowego
a. Niewłaściwe kierowanie 36 Specjalnym Pułkiem Lotnictwa Transportowego, skąd pochodziła załoga;
b. Rezygnacja z symulatorów tupolewa;
c. Tolerowanie naginania przepisów, niewłaściwe zarządzanie systemem szkoleń i doborem załóg lotniczych.
4. Wina prezydenta Lecha Kaczyńskiego
a. Zaproszenie na jeden samolot aż tylu ważnych osób z kierownictwa krajowego;
b. Stworzenie ogólnej niekomfortowej atmosfery dla pracy załogi samolotu prezydenckiego (wydarzenie w Tbilisi);
c. Brak podjęcia decyzji i wydania stosownego polecenia w momencie, gdy już było wiadomo, iż warunki atmosferyczne uniemożliwiają wylądowanie w Smoleńsku.
5. Wina bliżej niesprecyzowanych czynników zależnych od władz Polski
a. Stworzenie sytuacji, w której dochodzi do dwóch równoległych wizyt dostojników państwowych, każda z których jest zorganizowana z myślą o niedopuszczeniu konkurencyjnej części kierownictwa państwa do wzięcia w niej udziału;
b. Tolerowanie niedopuszczalnych praktyk panujących w wojsku i jego kierownictwie;
c. Zaniedbanie kwestii bezpieczeństwa w przewozach najważniejszych osób w państwie i posługiwanie się samolotami o zdecydowanie przestarzałej konstrukcji.
Wina po stronie Rosji
1. Wina kontrolerów lotu
a. Nieprecyzyjne podejście do swoich obowiązków, wyrażające się w posługiwaniu się nienormatywną leksyką, wydawaniu nieprecyzyjnych poleceń, nieposługiwaniu się językiem angielskim. Brak stuprocentowej odpowiedzialności za swoją część pracy, typowo rosyjski luz i woluntaryzm.
2. Wina bliżej niesprecyzowanych czynników krajowych
a. Ubogie i wadliwe wyposażenie lotniska Smoleńsk Północny;
b. Dopuszczenie lotniska o takim stanie wyposażenia do obsługi lotów międzynarodowych;
c. Niedziałające lub częściowo niedziałające światła na pasie startowym.
Nie wiem, czy wszystko opisałem dokładnie, ale starałem się niczego nie przekłamać. Drobne kwestie techniczne, jak to np. obecność w wieży kontroli lotów osób o niezrozumiałych kwalifikacjach i obowiązkach, czy też działania służb obu krajów już po katastrofie, niemających wpływu na jej przebieg, pominąłem.
.
Etykiety:
Katastrofa,
Katyń,
Lech Kaczyński,
Prezydent,
Rosja,
Smoleńsk
Euro zbawieniem świata?
Euro leci na łeb, na szyję. Czeski prezydent Klaus przytomnie neguje wejście swojego kraju do strefy euro. Zewsząd sypią się głosy oburzenia, a pożyteczni idioci nie tylko się oburzają, ale i deklarują przystąpienie własnych krajów do eurolandu jeszcze szybciej.
Tymczasem obserwujemy totalną klęskę ekonomiki, zwłaszcza finansów publicznych, we wszystkich liczących się krajach europejskiego Południa. Hiszpania, Portugalia, Włochy, Grecja. Co łączy te kraje, oprócz pięknej pogody przez okrągły rok? Co różni je od Północy?
Proste - religia. Północ jest protestancka, dlatego umie pracować. Głosi kult pracy, kult dobytku. Południe tymczasem głosi kult pokajania, modlitwy, wyparcia się grzechu m.in. bogactwa. To, co protestantyzm za grzech nie uznaje, jest grzechem w mentalności katolickiej, a jeszcze bardziej prawosławnej.
Ktoś powie: "na Południu nie umieją pracować" - i będzie miał rację: pogoda sprzyja temu, że wszystko rośnie samo, zaś zdobycie podstawowych produktów żywności w porównaniu z Północą nic nie kosztuje, toteż odwieczne istnienie w pozycji siedzenia z otwartymi ustami pod wiszącym bananem w jakimś stopniu ukształtowało mentalność tak pracy, jak i wiary Południa. To, co na Południu samo wpada do buzi, na Północy uzyskuje się za pomocą mozolnej, ciężkiej pracy, zatem bardziej się docenia i pielęgnuje. Całe życie polega na poszanowaniu pracy i dorobku, gdyż samo nic się nie urodzi, nie wyprodukuje, do garnka nie trafi...
Jak nigdy dotąd, widzimy na ciele Europy bruzdy spowodowane podziałem kontynentu według wiary. Katolicy znaleźli się w potrzasku, prawosławni nie tylko znaleźli się obecnie, lecz zawsze w nim byli, z tym że umiejętnie mydlili wszystkim oczy.
Sam pomysł na wspólną walutę - euro - trąci tym samym, co działalność w swoim czasie Włodzimierza Iljicza Lenina: brakiem zrozumienia psychologii narodowej.
Jak można było powiązać rzeczy polarne, całkowicie niedające się powiązać? Jak można było liczyć, że powojenny bum ekonomiczny większości krajów Europy oznacza pełną zbieżność w podejściu do dyscypliny ekonomicznej i finansowej? Jak można było zakładać uczciwość poszczególnych państw, rządów, narodów? Komu w ogóle przyszło do głowy, że wystarczy przez ileś czasu spełniać pewne kryteria i jesteś już "swój w dechę", czyli masz dozgonne "poświadczenie zgodności" z wytycznymi wzorowanymi na bardzo wygórowanych założeniach, które jako-tako mogą być pilnowane w karnie zdyscyplinowanych Niemczech, lecz nie do pomyślenia będą w przypadku biednego, zacofanego, katolickiego Południa Europy?
Jeżeli Chrystus od prawie tysiąca lat nie jest w stanie połączyć protestantów, prawosławnych i katolików, to jakim cudem miałoby to raz na zawsze zrobić EURO?
A teraz trochę bardziej osobista refleksja.
Podróżuję po krajach strefy euro, zarabiam w tej walucie również. Za każdym razem muszę wymienić jakąś ilość złotówek na euro, a po powrocie te euro sprzedać. Lub zostawić w szufladzie, czym skazać na martwe, niedochodowe leżakowanie.
Mimo to, osobiście uważam, że Polska, wzorem dzisiejszej postawy Czech, nie powinna się pchać do strefy Euro. Kiedy ona się tam znajdzie, od Polski przestanie już zależeć cokolwiek. Wszystko będzie zależało od tych rozmodlonych i leniwych południowców. Dlaczego wszystko? No bo Merkelowa i kolejni kanclerzy będą uwijać się niczym węgorze, by tylko strefę euro - projekt wieku! - uratować. A Polska za to zapłaci, i to znacznie więcej, niż teraz, gdy udziela wielkopańskich pożyczek Grecji. Bo przecież nie do wiary jest, by Polska była najsłabszym graczem w tej drużynie, słabszym od Grecji i Portugalii... a więc to nie Polska będzie ratowana, tylko Polska będzie musiała ratować.
No i widzę, jak wzrosły ceny po wprowadzeniu euro. Wiem z autopsji, co się działo we Włoszech lub na Słowacji...
Bezczelne próby wepchnięcia Polski do strefy euro będą największym szkodnictwem w skali narodowej. Pożyjemy i zobaczymy, kto się przejawi jako "integrator"-zachwalacz. Jestem bardzo ciekaw.
Gwoli wyjaśnienia: absolutnie nie jestem eurosceptykiem. Wręcz odwrotnie. Ale nie chcę mieszać pojęć: członkostwo w Unii Europejskiej, w strefie Schengen nie oznacza przymusowego członkostwa w NATO i w strefie euro. "Oddzielajmy much od kotletów", jak zachęca nas kolejny Włodzimierz, tym razem Putin.
.
Tymczasem obserwujemy totalną klęskę ekonomiki, zwłaszcza finansów publicznych, we wszystkich liczących się krajach europejskiego Południa. Hiszpania, Portugalia, Włochy, Grecja. Co łączy te kraje, oprócz pięknej pogody przez okrągły rok? Co różni je od Północy?
Proste - religia. Północ jest protestancka, dlatego umie pracować. Głosi kult pracy, kult dobytku. Południe tymczasem głosi kult pokajania, modlitwy, wyparcia się grzechu m.in. bogactwa. To, co protestantyzm za grzech nie uznaje, jest grzechem w mentalności katolickiej, a jeszcze bardziej prawosławnej.
Ktoś powie: "na Południu nie umieją pracować" - i będzie miał rację: pogoda sprzyja temu, że wszystko rośnie samo, zaś zdobycie podstawowych produktów żywności w porównaniu z Północą nic nie kosztuje, toteż odwieczne istnienie w pozycji siedzenia z otwartymi ustami pod wiszącym bananem w jakimś stopniu ukształtowało mentalność tak pracy, jak i wiary Południa. To, co na Południu samo wpada do buzi, na Północy uzyskuje się za pomocą mozolnej, ciężkiej pracy, zatem bardziej się docenia i pielęgnuje. Całe życie polega na poszanowaniu pracy i dorobku, gdyż samo nic się nie urodzi, nie wyprodukuje, do garnka nie trafi...
Jak nigdy dotąd, widzimy na ciele Europy bruzdy spowodowane podziałem kontynentu według wiary. Katolicy znaleźli się w potrzasku, prawosławni nie tylko znaleźli się obecnie, lecz zawsze w nim byli, z tym że umiejętnie mydlili wszystkim oczy.
Sam pomysł na wspólną walutę - euro - trąci tym samym, co działalność w swoim czasie Włodzimierza Iljicza Lenina: brakiem zrozumienia psychologii narodowej.
Jak można było powiązać rzeczy polarne, całkowicie niedające się powiązać? Jak można było liczyć, że powojenny bum ekonomiczny większości krajów Europy oznacza pełną zbieżność w podejściu do dyscypliny ekonomicznej i finansowej? Jak można było zakładać uczciwość poszczególnych państw, rządów, narodów? Komu w ogóle przyszło do głowy, że wystarczy przez ileś czasu spełniać pewne kryteria i jesteś już "swój w dechę", czyli masz dozgonne "poświadczenie zgodności" z wytycznymi wzorowanymi na bardzo wygórowanych założeniach, które jako-tako mogą być pilnowane w karnie zdyscyplinowanych Niemczech, lecz nie do pomyślenia będą w przypadku biednego, zacofanego, katolickiego Południa Europy?
Jeżeli Chrystus od prawie tysiąca lat nie jest w stanie połączyć protestantów, prawosławnych i katolików, to jakim cudem miałoby to raz na zawsze zrobić EURO?
A teraz trochę bardziej osobista refleksja.
Podróżuję po krajach strefy euro, zarabiam w tej walucie również. Za każdym razem muszę wymienić jakąś ilość złotówek na euro, a po powrocie te euro sprzedać. Lub zostawić w szufladzie, czym skazać na martwe, niedochodowe leżakowanie.
Mimo to, osobiście uważam, że Polska, wzorem dzisiejszej postawy Czech, nie powinna się pchać do strefy Euro. Kiedy ona się tam znajdzie, od Polski przestanie już zależeć cokolwiek. Wszystko będzie zależało od tych rozmodlonych i leniwych południowców. Dlaczego wszystko? No bo Merkelowa i kolejni kanclerzy będą uwijać się niczym węgorze, by tylko strefę euro - projekt wieku! - uratować. A Polska za to zapłaci, i to znacznie więcej, niż teraz, gdy udziela wielkopańskich pożyczek Grecji. Bo przecież nie do wiary jest, by Polska była najsłabszym graczem w tej drużynie, słabszym od Grecji i Portugalii... a więc to nie Polska będzie ratowana, tylko Polska będzie musiała ratować.
No i widzę, jak wzrosły ceny po wprowadzeniu euro. Wiem z autopsji, co się działo we Włoszech lub na Słowacji...
Bezczelne próby wepchnięcia Polski do strefy euro będą największym szkodnictwem w skali narodowej. Pożyjemy i zobaczymy, kto się przejawi jako "integrator"-zachwalacz. Jestem bardzo ciekaw.
Gwoli wyjaśnienia: absolutnie nie jestem eurosceptykiem. Wręcz odwrotnie. Ale nie chcę mieszać pojęć: członkostwo w Unii Europejskiej, w strefie Schengen nie oznacza przymusowego członkostwa w NATO i w strefie euro. "Oddzielajmy much od kotletów", jak zachęca nas kolejny Włodzimierz, tym razem Putin.
.
Etykiety:
Europa,
Jezus,
Polska,
społeczeństwo
Litwo! "Ojczyzno" moja!
W mediach huczy od nowych konfliktów polsko-litewskich. Reforma litewskiego szkolnictwa, zamazane tablice w Puńsku, strajk polskiej młodzieży szkolnej na Litwie, msza Tuska, pogróżki Sikorskiego... Ot, dwaj słabeuszy pożarli się o to, kto jest słabszy. Żadnego "siłacza" pokroju lokalnego nie stać bowiem na to, by nie drażnić bardzo zakompleksionego sąsiada.
Warto przeczytać: Litwa i Polska. Wojny przy granicy oraz Polska-Litwa. Czas skończyć brednie.
Ja tam widzę problem nieco inaczej, może nieco prościej. Nie obchodzi mnie, czy Litwini budują swoją tożsamość na antypolonizmie, ani czy reforma ich szkolnictwa w większym lub mniejszym stopniu odpowiada normom Unii Europejskiej. To wszystko - wysoka materia, która nijak się ma do rzeczywistości ulicznej, najbardziej świadczącej o prawdziwym obliczu tego czy tamtego miasta, narodu, kraju.
Wiem tylko jedno, gdyż odbyłem podróż na Litwie i musiałem się zmierzyć z tamtejszymi mieszkańcami, bóg ich wie, czy Litwinami, czy Polakami, czy Rosjanami czy może Żydami. Sęk w tym, że w żadnym języku z owymi obywatelami nie szło się dogadać. Oczywiście, były pewne wyjątki, gdzie ktoś miło odpowiadał po rosyjsku, ktoś płakał ze wzruszenia, kalecząc polski, ktoś starał się dukać po angielsku... Ale nie zmienia to generalnej postaci rzeczy:
Po polsku wy, Litwini, "nie rozumiecie", bo nie chcecie, po rosyjsku - tym bardziej (w tym języku potraficie chyba tylko przeklinać albo odzywać się na odpierdol, przecież "ruskie" to podludzie), po angielsku ani po niemiecku wy natomiast, biedni, nie potraficie!
Toż po jakiemu ma się do was zwracać ten, kto nie miał nieszczęścia urodzić się Litwinem, a z przymusu lub turystycznie do was zawitał?
Pies was osrał, kochani Litwini!
Etykiety:
bydlactwo,
Litwa,
Polska,
społeczeństwo
czwartek, 1 września 2011
Fisting kudłatego doktorka, czyli Polskość podniecająca (2)
Sonet Nr 2
Ostre rżnięcie policyjnych zwieraczy.
Kosmita posuwa blondi w tyłek -
Gruba baba porządnie wyruchana!..
Koleś masakruje zwieracze koleżanki.
Ponętna suczka zabawia się wibrą;
Mama z córką robią loda.
Dwóch murzynów i zboczona cycatka -
Zboczony doktorek uczy fistingu.
Konkretne palcówki zboczonych koleżanek?
Dziadek jebaka i Anna z Czech...
Nastolatki zabawiają kujona za pracę domową.
Ciężarna suczka w analnym trójkąciku;
Silikonowa mamuśka w akcji -
Młoda piosenkarka [Doda?] wyruchana przez producenta.
---
Jestem dopiero na stronie 7, ale chyba do ostatniej, 328., nie dobrnę, zanim zostanę impotentem. Chyba, zamiast się bawić w sonety, ułożę jakiś większy poemat, np. "Pan Adomas i Telimena w celi Konrada".
Można wysłuchać wykonania tego sonetu we wspaniałej interpretacji artystów Polskiego Radia, które zamieszczam tu specjalnie dla Was. Czy poznajecie te jakże znajome głosy?
Interpretacja 1:
Interpretacja 2:
Interpretacja 3:
Ostre rżnięcie policyjnych zwieraczy.
Kosmita posuwa blondi w tyłek -
Gruba baba porządnie wyruchana!..
Koleś masakruje zwieracze koleżanki.
Ponętna suczka zabawia się wibrą;
Mama z córką robią loda.
Dwóch murzynów i zboczona cycatka -
Zboczony doktorek uczy fistingu.
Konkretne palcówki zboczonych koleżanek?
Dziadek jebaka i Anna z Czech...
Nastolatki zabawiają kujona za pracę domową.
Ciężarna suczka w analnym trójkąciku;
Silikonowa mamuśka w akcji -
Młoda piosenkarka [Doda?] wyruchana przez producenta.
---
Jestem dopiero na stronie 7, ale chyba do ostatniej, 328., nie dobrnę, zanim zostanę impotentem. Chyba, zamiast się bawić w sonety, ułożę jakiś większy poemat, np. "Pan Adomas i Telimena w celi Konrada".
Można wysłuchać wykonania tego sonetu we wspaniałej interpretacji artystów Polskiego Radia, które zamieszczam tu specjalnie dla Was. Czy poznajecie te jakże znajome głosy?
Interpretacja 1:
Interpretacja 2:
Interpretacja 3:
Fisting kudłatego doktorka, czyli Polskość podniecająca (1)
Jak pewnie większość facetów, co jakiś czas odwiedzam portale z zakresu 18+. Nic w tym dziwnego, prawda? :) Ostatnio natrafiłem na pewien polski portal, gdzie m.in. reklamują się filmiki o pewnej treści.
Okazuje się, że to, do czego świetnie nadaje się język angielski (bądź co bądź obcy, lecz jakże tu przydatny), brzmi nader komicznie po polsku.
Poniżej przytaczam szereg najzabawniejszych tytułów filmików, które widnieją na pasku reklamowym.
Zero mojej własnej "twórczości", full original!
PS. Żeby wyszło bardziej poetycko, ułożyłem tytuły w formie sonetu. Mickevičius ze wstydem schował się do celi Konrada.
Uwaga: wysoce podniecające! :D
Sonet Nr 1
Rżnięcie kudłatej Azjatki,
Dogłębne ruchanie zwieraczy cycatki -
Starsza Pani zabawia się z mężem,
Konkretne posuwanie niewolnicy na ringu.
Murzyńskie zabawy obu dziurek -
Analne nastki liżą rowa koledze -
Analna masakra blondyny,
Nastka cięta od tyłu w dupcię.
Robótki ręczne z rudą suczką:
Zboczona mamuśka z cygarem w ręku -
Córka pirata ostro wyruchana.
Jędrny biust zboczonej nimfomanki;
Podwójna penetracja tajskiej zdziry -
Białas posuwa zwieracze murzynki...
---
Chcecie posłuchać tego Dzieła w wybitnej interpretacji znanej wszystkim aktorki Teatru Polskiego Radia? Tak? No to do dzieła! :)
Genialna poezja Adomasa "Šekspyras" Mickevičiusa okazała się tak popularna wśród polskiej inteligencji, że aktorzy radiowi dosłownie zarzucili mnie swoimi nagraniami. Oto kolejna interpretacja:
i jeszcze jedna:
Pytanie: która interpretacja jest lepsza?
Subskrybuj:
Posty (Atom)