(prawdę ci powiedzą).
Wszyscy miewamy do czynienia z nagłym zahamowaniem przeglądarki, kiedy wszystko się nagle zawiesza. Potem wyskakuje nam okienko i mile uśmiechnięta pani, której by się chciało dać w łeb (spokojnie, damskim bokserem nie jestem), pyta, czy chcemy wypełnić ankietę. Hoho.
Kiedyś mnie to wkurzało. Szukałem sposobów na zablokowanie tych okien. Mąciłem w ustawieniach przeglądarki, a że korzystam jednocześnie z wielu przeglądarek (Chrome, Opera, IE, Safari oraz Firefox), to się zupełnie w tym pogubiłem.
W końcu zaczęło mnie to bawić. Wtykałem najgłupsze możliwe odpowiedzi. Mam 102 lata, wykształcenie - podstawowe, zawód - nauczyciel akademicki, dochód - poniżej 1000 zł. Potem mi się znudziło zastanawiać nad odpowiedziami, więc wypracowałem algorytm. Raz kliknę w górną odpowiedź, raz - w dolną. Raz - we wszystkie dolne/górne. Potem inaczej - coś w stylu 1234543212345 (numery odpowiedzi). Ale i to mi się znudziło.
A co, może powinienem po prostu zamykać okno i żyć dalej? Nieeee. Zaraz. Ktoś włamuje się do mnie bez zaproszenia, a mam przejść nad tym do porządku dziennego? Zamknąć za nim drzwi? No nie. Najpierw dostanie nauczkę.
Potem twórcom ankiet znudziło się analizować moje (i pewnie nie tylko moje) trefne odpowiedzi, bo, wyobraźcie sobie, zablokowali możliwość podania trzycyfrowego wieku!!! Czyż nie jest to dyskryminacja osób starszych??? Mam rznąć głupola, że mam zaledwie 99.9, kiedy czarnym po białemu w dowodzie piszą, że mam 126? Toż tak czynią kobiety, które zawsze mają tyle, "na ile się czują", czyli przez 10 lat mają "28" lat a potem przez kolejne dwadzieścia - "37". Ach, być kobietą, być kobietą... Ale przykro mi, kobietą nie jestem i wieku swego prawdziwego ukrywać nie mam zamiaru.
No nic. Najpierw podawałem wiek 99 lat, czyli tyle, ile pozwalał formularz, ale w końcu znów powiało nudą. No i wpadłem na to, że wiek może być... jednocyfrowy. Tak, płeć - kobieta, lat 1, wyższe wykształcenie, rolnik.
No i dlaczegoś - kto wie, dlaczego? - raptem zamiast zapowiadanych 10-15 minut potrzebnych na wypełnienie ankiety raptem udaje mi się wypełnić ją w trzy miga?
Zamiast setek pytań wszystko jest krótko i zwięźle:
Strona 1. Płeć - kobieta.
Strona 2. Wiek - lat 1
Strona 3. Dziękujemy za wypełnienie ankiety.
Jakaś kolejna dyskryminacja, czy co? A może rasizm?
Może dlatego, że jestem białasem? Jak to mówią nasi czarni przyjaciele, "fucking white ass"?
A tak w ogóle, szanowny Interaktywny Instytucie Badań Rynkowych w internecie, czy jak ci tam, wsuń sobie te swoje badania głęboko w rynek.
Nie wiem, jakim durniem trzeba być, żeby zlecać temu "instytótowi" jakiekolwiek badania... Rozumiem, że mogło to działać na początku internetu, gdy ludzie do wszystkiego podchodzili serio i nie wiedzieli, co muszą, a czego nie muszą wypełniać. Ale TERAZ??? Kto to na serio wypełnia?
.
piątek, 29 lipca 2011
czwartek, 28 lipca 2011
MARKETOLANDIA w akcji
Zgniły mi perfidnie wszystkie kupione brzoskwinie, co skusiło mnie do drastycznego kroku powołania własnego bloga konsumenckiego. A że kitów wśród zakupów nigdy nie brakuje, będzie o czym pisać.
Nie smakowała wędlinka? Wpisz się na bloga. Nie ma po co czekać, aż wszyscy tę wędlinkę kupią i dopiero się przekonają, jak podła jest. Konsumentów trzeba uświadamiać :)
Zapraszam - http://marketolandia.blogspot.com.
Nie smakowała wędlinka? Wpisz się na bloga. Nie ma po co czekać, aż wszyscy tę wędlinkę kupią i dopiero się przekonają, jak podła jest. Konsumentów trzeba uświadamiać :)
Zapraszam - http://marketolandia.blogspot.com.
Etykiety:
Kuchnia,
marketolandia,
miscellanea,
Polska,
Przepisy,
społeczeństwo,
Warszawa
Blog DoFollow
Jako że jestem początkującym amatorem optymizacji internetowej, zdecydowałem się na przekształcenie bloga w "bloga dofollow". Zatem wszystkie linki, w tym w komentarzach, są indeksowane przez wyszukiwarki.
Inni pewnie lepiej opiszą te piękne, cenne zjawiska. O tym jest w internecie całkiem sporo.
Z wdzięczności pozostaje mi umieścić stosowne linki na mego przyjaciela, zaopatrując je w odpowiednie anchor-teksty:
BIAŁA BIEGUNKA
WHITE DIARRHOEA
Mam nadzieję, że dzięki mnie i innym wielbicielom naszego przyjaciela, jego PR wzrośnie aż do 11.
Inni pewnie lepiej opiszą te piękne, cenne zjawiska. O tym jest w internecie całkiem sporo.
Z wdzięczności pozostaje mi umieścić stosowne linki na mego przyjaciela, zaopatrując je w odpowiednie anchor-teksty:
BIAŁA BIEGUNKA
WHITE DIARRHOEA
Mam nadzieję, że dzięki mnie i innym wielbicielom naszego przyjaciela, jego PR wzrośnie aż do 11.
Etykiety:
fucking Google,
paranoja
Biała biegunka rządzi
Od pewnego czasu zastanawiałem się, jaki to szlag trafił Internet Explorera, że pulpit nawigacyjny bloga stał się nagle biały niczym śnieg, zaś układ całkowicie nieprzejrzysty. Doszło do tego, że zniknęła mi opcja "Nowy post"!
Aż tu się okazuje, że w innych przeglądarkach jest to samo. Co ciekawsze, mój inny blog zachował w tym czasie wszystkie stare ustawienia. Cały panel administracyjny zaczynał się od http://blogger..., a nie od http://draft.blogger..., jak tutaj, przy czym po wykreśleniu owego "draft" z paska adresu następowało przekierowanie z powrotem na "draft".
Ale wreszcie udało mi się zapanować nad sytuacją. Raptem wyskoczyła mi strona, gdzie miałem napisać odzew do GOOOOOGLA o nowej szacie graficznej. Piękną angielszczyzną napisałem, że nie życzę sobie tej białej biegunki, że położyłem cenne godziny mojego życia na "walkę z układem" (graficznym, hie hie...), i żeby dali sobie ludziom święty spokój. Całość uzupełniłem oceną <<1>> i wysłałem w góglowskie zaświaty.
Nie, no co za bezczelność! Jak żywy jestem nie przypominam sobie, żebym wyrażał jakąś zgodę na bycie królikiem doświadczalnym i na zmianę szaty graficznej. Pytam się zatem, po kiego ch....?!
GOOGLU drogi, zamiast testować na mnie działanie swojej białej biegunki, lepiej weź i wyślij wreszcie zaproszenie do "+", czyli zrób cokolwiek pożytecznego. A swoją biegunkę skieruj tam, gdzie jest jej miejsce - do kibla.
Aż tu się okazuje, że w innych przeglądarkach jest to samo. Co ciekawsze, mój inny blog zachował w tym czasie wszystkie stare ustawienia. Cały panel administracyjny zaczynał się od http://blogger..., a nie od http://draft.blogger..., jak tutaj, przy czym po wykreśleniu owego "draft" z paska adresu następowało przekierowanie z powrotem na "draft".
Ale wreszcie udało mi się zapanować nad sytuacją. Raptem wyskoczyła mi strona, gdzie miałem napisać odzew do GOOOOOGLA o nowej szacie graficznej. Piękną angielszczyzną napisałem, że nie życzę sobie tej białej biegunki, że położyłem cenne godziny mojego życia na "walkę z układem" (graficznym, hie hie...), i żeby dali sobie ludziom święty spokój. Całość uzupełniłem oceną <<1>> i wysłałem w góglowskie zaświaty.
Nie, no co za bezczelność! Jak żywy jestem nie przypominam sobie, żebym wyrażał jakąś zgodę na bycie królikiem doświadczalnym i na zmianę szaty graficznej. Pytam się zatem, po kiego ch....?!
GOOGLU drogi, zamiast testować na mnie działanie swojej białej biegunki, lepiej weź i wyślij wreszcie zaproszenie do "+", czyli zrób cokolwiek pożytecznego. A swoją biegunkę skieruj tam, gdzie jest jej miejsce - do kibla.
Etykiety:
paranoja,
społeczeństwo
Subskrybuj:
Posty (Atom)