wtorek, 21 grudnia 2010

Kocia rodzina


Wbrew pozorom, nie ma takiej sielanki, na jaką wyglądają te zdjęcia. Mimo, iż Mirka uznaje Taśka za swojego i akceptuje jego obecność (np. innego kota, który raz wskoczył na parapet, pogoniła tak, że tylko pióra leciały), nie wykazuje chęci zaprzyjaźnienia się z nim. Nie dopuszcza go do siebie, nie daje się "rozruszać". Czasem na niego syknie, czasem uderzy. Co najwyżej raz dziennie się obwąchują, poza tym trzymają się na dystans... 






8 komentarzy:

  1. Xylia składa najlepsze drapanki za uszkiem dla Taśka i Mirka. I dla ich opiekuna fantastycznego roczku nowego. :)
    Nortus i Xylia

    OdpowiedzUsuń
  2. a Taś już po..ehem...kastracji?

    OdpowiedzUsuń
  3. @ kotanja

    Nie... Zastanawiam się, czy go kastrować. W domu niby nie będzie zapachu, bo kotek jest wychodzący. Nie chciałbym mu niszczyć osobowości, bo to przecież nie zabawka pluszowa, "wyglądająca jak kot", tylko po prostu kot. Z drugiej strony, nie chcę powielać populację kotów i godzić się na produkowanie kolejnych taśków, za które nikt nie weźmie odpowiedzialności...
    Jest to trudna sprawa i nie wiem, na czym stanie.

    OdpowiedzUsuń
  4. Jeszcze trzy lata temu myślałam dokładnie tak samo.
    Miałam wspaniałego kocura.Bystrzacha z wielkim urokiem osobistym.No i oczywiście chciałam,żeby taki pozostał.
    Był wychodzący...Któregoś dnia nie wrócił.
    Niestety nie nauczyłam sie niczego.
    Rok temu w podobny sposób straciłam przesłodkiego rudzielca.
    I już nigdy więcej!
    Kolejna (tegoroczna) przybłęda zostanie wykastrowana za kilka dni.
    Myślę,że tak będzie lepiej dla kota i dla mnie.
    Mam jednego kastrata,którego znam przed i po-nie widzę różnicy!Charakter został ten sam.Daje słowo.Tyle tylko,że nie oddala się od domu i rzadziej wdaje w bójki.
    Z kotką ta sama historia.Nie zmieniła się.
    I oczywiście niebagatelne znaczenie ma fakt,że nie przyczyniam się do wzrostu populacji bezdomnych kociąt.
    Ale decyzja należy do Ciebie.

    OdpowiedzUsuń
  5. @ kotanja

    Smutne, smutne...
    Nie miałem nigdy kocura, więc i doświadczenia w tym nie mam. Ale przejąłem się tym, co piszesz, więc pewnie też go wykastruję.

    Zresztą, o ginących niewykastrowanych kotach:
    moje kochani sąsiedzi mają wychodzącego niewykastrowanego kocura, który notorycznie włazi mi na okno, czym powoduje totalne zamieszanie wśród moich kotów, a do tego pstryka sobie płynem wprost nam na szkło, czym zalicza Mirkę, Taśka, mnie i innych domowników do "swojego terenu". Nieopisana wprost bezczelność, nie mówiąc już o zapachu. Parę razy wskoczył nam do mieszkania i obsikał wszystko wokół. Więc chyba kiedyś wyjdzie sobie od sąsiadów... i już nigdy nie wróci.
    (Bo go osobiście uduszę.)

    OdpowiedzUsuń
  6. Nie wspomniałam o zapachu dorosłego kocura bo to jest mniej ważne ale również przemawia za kastracją.
    Nie martw się ,kotek dostanie narkozę a sam zabieg jest krótki.
    Hmm...zawsze spotykam się z nieco paniczną reakcją mężczyzn na samo wspomnienie kastracji.
    To wszak o kotka chodzi.

    OdpowiedzUsuń
  7. Ależ kotek niczym się od nas nie różni :) Rozkłada się przede mną, prosi o pogłaskanie po brzuszku, po czym dostaje erekcji :)
    Jest to bardzo ujmujące i naprawdę ludzkie.

    A te jajka mu rosły na moich oczach... najpierw wcale nie było nic widać i myślałem, że to kociczka. Dopiero jak zaczął się wylizywać, "szydło" wyszło z worka :P
    No a teraz naprawdę już ma się czym pochwalić...

    Nie, to nie "męska panika", to po prostu jedność w zrozumieniu tego, co jest ważne, co stanowi naszą tożsamość, co wyznacza nasz rozwój i kształt osobowościowy. I pewien szacunek do tej drugiej strony, która sama niestety nie może podjąć decyzji (bo w tym się właśnie różnimy, na czym my - ludzie - korzystamy, bo z pewnością decyzja tej "drugiej strony" byłaby inna, niż ta nasza).

    Ale i tak pewnie go wykastruję, ze względu na te inne istotne sprawy, o których już była mowa. Mam do tego pewne moralne prawo, bo to ja mu udzielam schronienia, a nie on mi.

    OdpowiedzUsuń