Wbrew pozorom, nie ma takiej sielanki, na jaką wyglądają te zdjęcia. Mimo, iż Mirka uznaje Taśka za swojego i akceptuje jego obecność (np. innego kota, który raz wskoczył na parapet, pogoniła tak, że tylko pióra leciały), nie wykazuje chęci zaprzyjaźnienia się z nim. Nie dopuszcza go do siebie, nie daje się "rozruszać". Czasem na niego syknie, czasem uderzy. Co najwyżej raz dziennie się obwąchują, poza tym trzymają się na dystans...
wtorek, 21 grudnia 2010
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
wow, fajna ta rodzinka.
OdpowiedzUsuńXylia składa najlepsze drapanki za uszkiem dla Taśka i Mirka. I dla ich opiekuna fantastycznego roczku nowego. :)
OdpowiedzUsuńNortus i Xylia
a Taś już po..ehem...kastracji?
OdpowiedzUsuń@ kotanja
OdpowiedzUsuńNie... Zastanawiam się, czy go kastrować. W domu niby nie będzie zapachu, bo kotek jest wychodzący. Nie chciałbym mu niszczyć osobowości, bo to przecież nie zabawka pluszowa, "wyglądająca jak kot", tylko po prostu kot. Z drugiej strony, nie chcę powielać populację kotów i godzić się na produkowanie kolejnych taśków, za które nikt nie weźmie odpowiedzialności...
Jest to trudna sprawa i nie wiem, na czym stanie.
Jeszcze trzy lata temu myślałam dokładnie tak samo.
OdpowiedzUsuńMiałam wspaniałego kocura.Bystrzacha z wielkim urokiem osobistym.No i oczywiście chciałam,żeby taki pozostał.
Był wychodzący...Któregoś dnia nie wrócił.
Niestety nie nauczyłam sie niczego.
Rok temu w podobny sposób straciłam przesłodkiego rudzielca.
I już nigdy więcej!
Kolejna (tegoroczna) przybłęda zostanie wykastrowana za kilka dni.
Myślę,że tak będzie lepiej dla kota i dla mnie.
Mam jednego kastrata,którego znam przed i po-nie widzę różnicy!Charakter został ten sam.Daje słowo.Tyle tylko,że nie oddala się od domu i rzadziej wdaje w bójki.
Z kotką ta sama historia.Nie zmieniła się.
I oczywiście niebagatelne znaczenie ma fakt,że nie przyczyniam się do wzrostu populacji bezdomnych kociąt.
Ale decyzja należy do Ciebie.
@ kotanja
OdpowiedzUsuńSmutne, smutne...
Nie miałem nigdy kocura, więc i doświadczenia w tym nie mam. Ale przejąłem się tym, co piszesz, więc pewnie też go wykastruję.
Zresztą, o ginących niewykastrowanych kotach:
moje kochani sąsiedzi mają wychodzącego niewykastrowanego kocura, który notorycznie włazi mi na okno, czym powoduje totalne zamieszanie wśród moich kotów, a do tego pstryka sobie płynem wprost nam na szkło, czym zalicza Mirkę, Taśka, mnie i innych domowników do "swojego terenu". Nieopisana wprost bezczelność, nie mówiąc już o zapachu. Parę razy wskoczył nam do mieszkania i obsikał wszystko wokół. Więc chyba kiedyś wyjdzie sobie od sąsiadów... i już nigdy nie wróci.
(Bo go osobiście uduszę.)
Nie wspomniałam o zapachu dorosłego kocura bo to jest mniej ważne ale również przemawia za kastracją.
OdpowiedzUsuńNie martw się ,kotek dostanie narkozę a sam zabieg jest krótki.
Hmm...zawsze spotykam się z nieco paniczną reakcją mężczyzn na samo wspomnienie kastracji.
To wszak o kotka chodzi.
Ależ kotek niczym się od nas nie różni :) Rozkłada się przede mną, prosi o pogłaskanie po brzuszku, po czym dostaje erekcji :)
OdpowiedzUsuńJest to bardzo ujmujące i naprawdę ludzkie.
A te jajka mu rosły na moich oczach... najpierw wcale nie było nic widać i myślałem, że to kociczka. Dopiero jak zaczął się wylizywać, "szydło" wyszło z worka :P
No a teraz naprawdę już ma się czym pochwalić...
Nie, to nie "męska panika", to po prostu jedność w zrozumieniu tego, co jest ważne, co stanowi naszą tożsamość, co wyznacza nasz rozwój i kształt osobowościowy. I pewien szacunek do tej drugiej strony, która sama niestety nie może podjąć decyzji (bo w tym się właśnie różnimy, na czym my - ludzie - korzystamy, bo z pewnością decyzja tej "drugiej strony" byłaby inna, niż ta nasza).
Ale i tak pewnie go wykastruję, ze względu na te inne istotne sprawy, o których już była mowa. Mam do tego pewne moralne prawo, bo to ja mu udzielam schronienia, a nie on mi.