(podobieństwo postaci i wydarzeń jest zupełnie przypadkowe.)
Oni już wiedzą, kto zabił. Ten rudy lis, wnuk swojego dziadka, wraz z kondominialnym rządem i ruskim specem rodem z KGB, pełniącym dla niepoznaki funkcje premiera "zaprzyjaźnionego" kraju. To ONI zgładzili Polskiego Prezydenta, Który nie godził się na VI, przepraszam, VIII rozbiór Polski przez zachłannych sąsiadów. Niezależna Od Zdrowego Rozsądku Kommissyja Maciorewicza usiłuję udowodnić wszystkim, że właśnie tak i było.
Ale my wiemy swoje.
Wiemy, kto zabił.
Brata zabił brat.
Bo niby dlaczego Jarosław nie poleciał razem ze wszystkimi? Dlaczego w ostatnim momencie zmienił decyzję i postanowił jechać pociągiem?
Dlaczego w Orędziu do Braci Rosjan padło owe sakramentalne "spasiba"?
Otóż dlatego, iż to właśnie Jarosław - w zmowie z Putinem - zaplanował i urzeczywistnił zagładę Polskiego Prezydenta.
Dodajmy: prezydenta marnego, niemającego żadnych szans na reelekcję, co nawet ostatni jeż w tym kraju rozumiał.
Tyle że Lech Kwaczyński to nie Marcinek Kaziukiewicz. Nie dało się go odsunąć i przejąć stery samemu. Nie było jak naprawić tę marną prezydenturę i wziąć odpowiedzialność za losy kraju na siebie. Przecież gdyby zamiast kandydatury żywego i wyszydzanego nieudacznika Lecha wystawić Jarosława, ten dostałby jeszcze mniej głosów, niż Napierniczak!
A tak - proszę, popatrzcie. Lecha nie ma, a Jarosław otrzymał wspaniałą, niepowtarzalną szansę doprowadzenia do zrywu narodowego na swoją korzyść, szansę na prezydenturę. Ogrom współczucia, możliwość prawie autentycznej własnej zmiany wizerunkowej... Możliwość pogrążenia przeciwników politycznych poprzez oskarżenie ich o zaniechanie, wręcz o zabójstwo. Cóż to za magiczny splot cudownych okoliczności!
Przemka Gosia było nie szkoda - ostatnio coś za bardzo się wybijał, Wodzowi nie było to na rękę. Co tam Goś, skoro nawet biedną panią Elżbieciak Prezes za chwilę zmusi do własnoręcznego wykopania sobie grobu i strzału sobie w łeb - z zastrzeżeniem "nierozgłoszenia ustaleń wewnątrzpartyjnych" wrogim mediom.
Pozostali pasażerowie - no cóż, to zwykłe mięso armatnie, bo, jak mawiał Iosif Wissarionowicz, jeden z guru tegoż "zaprzyjaźnionego kraju", "les rubiat - szczepki letiat" (gdy się tnie las - lecą drzazgi). Innych pań - nawet tych z PiSu - Jarosław jakoś nigdy nie darzył szczególną sympatią... Co innego, gdyby do Katynia wybierał się Zbyszek Zero - z pewnością dla niego znalazłoby się miejsce w prezesowym przedziale wagonu sypialnego Polskich Kolei Państwowych SA. Na górnej zapewne półce.
Pamiętajmy i o tym, iż Maria K. z Jarosławem nigdy nie przepadali za sobą - gdyż najwidoczniej Lech niegdyś w chwili swej słabości zdradził ideały szczególnego rodzaju bliskości braterskiej, jakże często właściwej istotom jednojajowym. A zdrady Słońce Żoliborza nie daruje nigdy i nikomu.
Kosmiczny impuls elektrorezonansu biomagnetycznego zadziałał, i kiepski radziecki pseudobombowiec rozpadł się na części pierwsze, nie radząc sobie z koszeniem trawy. Dziękuję Putinowi - pomógł, nie zawiódł, widocznie, miał przejąć dla Gazpromu siatkę polskich rurociągów lub wejść w posiadanie firm skarbu państwa. Gdyby się udało, gdyby tylko Jarosławowi na fali ludowego współczucia udało się dostać do pałacu... Owe "pojednanie z Rosjanami" zyskałoby wówczas znacznie trwalszy wymiar, niż to, co prezentuje sobą Jarosław obecnie, gdy się NIE udało.
Panie Jarosławie. Czy Pana teczka jest nadal w Moskwie?
.