sobota, 22 maja 2010

Książę obłudy


Biskup zły za aborcję, która uratowała życie 


Biskup Phoenix grozi ekskomuniką wszystkim katolikom, którzy wzięli udział w podjęciu decyzji o aborcji w miejscowym szpitalu katolickim, choć prawdopodobnie uratowała ona kobiecie życie (artykuł Marcina Bosackiego z Gazety Wyborczej...)

Pod koniec ubiegłego roku do Szpitala Św. Józefa w Phoenix zgłosiła się kobieta w ciąży i z nadciśnieniem płucnym - chorobą, która zmniejsza wydajność płuc i serca. Stan chorej pogarsza się w wyniku ciąży i czasem może prowadzić nawet do śmierci. Tak, jak wynika z oświadczenia szpitala, miało być też w wypadku kobiety ze Szpitala Św. Józefa, której nazwiska nie ujawniono.

Sprawa stała się w ostatnich dniach w 
USA bardzo głośna, bo w ubiegłym tygodniu biskup Phoenix Thomas Olmsted wydał oświadczenie przypominające, że wszyscy biorący udział w aborcji, w tym osoby zaangażowane w decyzję w sprawie pacjentki Szpitala Św. Józefa, są automatycznie ekskomunikowani, czyli wykluczeni z życia Kościoła. 
Dotyczy to jednej z ówczesnych szefowych szpitala siostry Margaret McBride, która jako członkini Rady Etycznej szpitala brała udział w podejmowaniu decyzji wraz z samą pacjentką i jej rodziną. Siostra została parę tygodni temu przeniesiona na inne stanowisko poza szpitalem. Ale ekskomunika, jak podkreśla biskup, obejmuje też wszystkich innych katolików, którzy brali udział w decyzji o dokonaniu aborcji. Zgodnie z przepisami Kościoła mogą oni apelować o uchylenie ekskomuniki.

Biskup Olmsted, uważany za jednego z najbardziej konserwatywnych członków amerykańskiego episkopatu (kilkakrotnie atakował m.in. prezydenta Baracka Obamę), pisze w swym oświadczeniu: "Choć lekarze powinni oczywiście starać się ocalić życie matki w ciąży, nie mogą tego robić metodą bezpośredniego zabicia nienarodzonego dziecka". Biskup cytuje kościelny dokument "Dyrektywy religijne i moralne dla katolickich ośrodków zdrowia", który mówi, że "aborcja nigdy nie jest dozwolona" i katolickie szpitale "nigdy nie powinny świadczyć usług aborcyjnych".

Władze Szpitala Św. Józefa bronią decyzji o przeprowadzeniu aborcji. Tłumaczą, że choć same "Dyrektywy" "pokazują standardy i wskazówki, to nie mówią o wszystkich skomplikowanych wyzwaniach stojących przed katolickimi ośrodkami zdrowia", a takim jest właśnie "sytuacja, w której ciąża zagraża życiu kobiety". Szpital uważa, że przy braku jasnych wskazówek ze strony "Dyrektyw" decyzja należała do lekarzy i samej pacjentki przy pomocy Rady Etycznej szpitala.

Biskup Olmsted odrzuca to rozumowanie, pisząc, iż "życie nienarodzonego dziecka jest tak samo święte jak życie matki i nie można wybierać jednego ponad drugie", a "bez względu na okoliczności aborcja jest zawsze niemoralna".

Władze szpitala podkreślają z kolei, że podzielają "przekonanie, że każde życie jest święte", jednak "w tej tragicznej sprawie postępowanie konieczne do ratowania życia matki wymagało przerwania 11-tygodniowej ciąży".

Cała sprawa opisana w sobotę przez dziennik „Arizona Republic” wywołuje w USA zawziętą dyskusję. Na katolickiej stronie CatholicCulture.org internauta Carnelius napisał: „Nie do uwierzenia. Czy ta » Rada Etyczna « kiedykolwiek brała udział w katechezie [katolickiej]? Czy siostra McBride kiedykolwiek przeczytała »Evangelium Vitae « [encyklikę Jana Pawła II o świętości życia]?”.

Jednak na lewicowej stronie HuffingtonPost.com bioetyk Jacob Appel wprost apeluje, by zakończyć współpracę państwa amerykańskiego ze szpitalami katolickimi i pisze, że "choć panowie Olmsted i Ratzinger mają prawo do swych opinii", to "ekstremizm katolicki powinien spotkać się z takim samym oporem, z jakim za granicą traktujemy talibów".
Aborcja od wyroku sądu najwyższego w 1973 r. jest w USA w zasadzie dostępna na życzenie. W ostatniej dekadzie zdelegalizowano jednak szczególnie brutalną metodę "aborcji przez częściowe urodzenie", a także uznano, że poszczególne stany mogą zakazać aborcji w jej późnych stadiach.

(... i moje trzy grosze): 

To niestety jest typowa katolicka obłuda.
Bardziej nas wszystkich (no... prawie wszystkich) zajmuje los ślimaczka na drodze czy zdechłe z przyczyn naturalnych bocianięta, niż cierpiąca sąsiadka, potrzebująca matka, umierający kloszard na ławce czy ten ktoś, kto przymiera głodem we własnym domu, ale wstydzi się wyjść żebrać na ulicę, okazując swoją słabość.
Takim to my pomagamy odświętnie, raz do roku, z dumą naczepiając na łeb serduszko Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy i wyczerpując obowiązujący nas limit dobrych uczynków. I potem mamy spokój przez cały kolejny rok – „przecież pomogliśmy”! Nic więcej nas nie obchodzi w wymiarze miłowania bliźniego.

I jak tu się dziwić, że płód – „czysto-niewinny” ruszający się kawałek mięsa - jest dla nas ważniejszy, niż jego matka – być może „krowa” i „zdzira" na co dzień? Tę matkę niejeden katolik byłby gotów zjeść żywcem, a płód – to przecież takie malutkie pisklę, taki „kotecek”, uci-uci-pusi-pusi!
Tyle że jak dorośnie, nie będzie już tak atrakcyjny… podzieli w naszej świadomości los i wizerunek jego matki. Będzie mniej "kochany" i mniej wartościowy, tak jak wyrośnięty kocur, którego trzeba kochać i szanować, a nie tylko przytulać niby poduszkę, jak to było w czasach jego dzieciństwa. Kocura - nieprawdaż? - można i do schroniska oddać, albo i w ogóle "wypuścić" go do lasu, "zwrócić mu wolność" - jak mawiała pewna znajoma. 

A wszystko dlatego, że tak naprawdę my, ludzie, bliźnich swoich - zwierząt czy człowieków - nie kochamy
Bo przecież gdyby było inaczej - cały świat inaczej by wyglądał!

Z Panem Bogiem.

1 komentarz:

  1. Ciekawe, czy księdzu biskupowi bardziej żźal "świętości zycia", czy nienarodzenia sie nowej ofiary dla pedofili w sutannach.

    OdpowiedzUsuń