poniedziałek, 10 października 2011

Cyrk zakończyłsia

Za chwilę rozpocznie się kolejny. Klowni będą z pewnością ci sami, jedynie w pośpiechu podkrążą sobie oczy, bo poprzedni smar zdążył się osypać.

Czy jestem ukontentowany wynikiem wyborów? Tak, w sumie tak. Jak zauważają politolodzy, wybory były "negatywne", czyli "rząd był niezły, opozycja byłaby gorsza". Jeszcze bardziej negatywne te wybory były w stosunku do SLD. Na Palikota zagłosowali ci, których Sojusz Dupicy Lewokratycznej przez całe lata pozorowania działalności lewicowej zdążył wkurzyć maksymalnie.

Palikot jest wielką niewiadomą, tak samo, jak w roku 1994 wielką niewiadomą był w swoim kraju Aleksander Łukaszenko. Ludzie wybrali go w myśl zasady, że "gorzej być nie może", gdyż dotychczasowa władza świeciła tryumfy marazmu i otępienia. Lecz niestety - okazało się, że gorzej być jak najbardziej może, a Białorusini upodobnili się do ezopowego bagnistego królestwa żab, które, chcąc postępu, wybrały sobie na króla... bociana.

Polska to nie Białoruś: wydaje się, że mechanizmy państwowe (i państwowotwórcze) działają tu o wiele lepiej i żaden Łukaszenko nie ma możliwości okazać się uzurpatorem. Pod tym względem szansa dana Palikotowi jest dla Polski o wiele bezpieczniejsza, niż ta, którą w roku 1994 obdarowano Łukaszenkę.

Wyraz twarzy polityków SLD - bezcenny.

Jednocześnie widać, że lewica w Polsce ma szanse. Skumulowany wynik Palikota plus SLD ociera się o 20%, co jest, jak na Polskę w ostatnich latach, liczbą całkiem niezłą. Jest więc o co walczyć.

Tu i ówdzie sypią się nietrafione diagnozy i jeszcze bardziej znachorskie sposoby na uleczenie SLD: ponoć trzeba Sojusz odmłodzić jeszcze bardziej... Ale co to da? On i tak w tej chwili przypomina już prywatkę młodych przydupasów średniorozgarniętego liderka, który nie dopuszcza do publiczności nikogo, kto w jakimś choćby stopniu przewyższa go intelektem. Gdzie tu jeszcze bardziej odmładzać? Kto niby miałby głosować na tych politycznych przedszkolaków?

Są w SLD osoby głęboko mi sympatyczne, które w ciągu lat wykazały się fachową pracą dla kraju. Ich dramatem jest, że przebywają w partii, której stery zostały zawłaszczone przez politycznego i intelektualnego Nikta, zajmującego się nie tyle pracą propaństwową czy choćby propartyjną, ile konstruowaniem własnego dworu, promowaniem własnej nic nie znaczącej osoby. Jak długo lojalność wobec macierzystej struktury będzie dla nich hamulcem przed opuszczeniem partii, która w ostatnich latach zmieniła się nie do poznania, lecz jedynie na gorsze?

Tak, Miller, Balicki, Kalisz, Olejniczak - to politycy z mojej bajki. O wiele bardziej mojej, niż Palikot, erzac-lewica. Ale dopóki oni nie reprezentują SLD, lecz jedynie w nim trwają, nie dostaną mojego głosu.

Proszę Państwa: weźcie i zróbcie coś. Bo jak niby chcecie cokolwiek zmieniać w Polsce, skoro nie potraficie niczego zmienić na lepsze we własnej partii?

Jeszcze rok temu myślałem, że SLD odbił się od dna. Lecz okazało się, że "dno dna" (świetny wyraz Kazi Szczuki) jest znacznie, znacznie niżej. Dodatkowo poniżej zera mamy niezbadany wręcz zakres wartości ujemnych...

.

0 komentarze:

Prześlij komentarz