poniedziałek, 27 lutego 2012

Indoktrynacja

 
Myślicie, że indoktrynacja to cecha poprzedniego ustroju? albo cecha państwa totalitarnego? albo dotyczy obecnie różnych tam Białorusi czy Rosji? Ewentualnie uprawiana jest przez Berlin lub Waszyngton?

Też tak do pewnego momentu myślałem.
Aż pewnego razu usłyszałem w kościele, a potem przeczytałem na stronie "publicznego" warszawskiego przedszkola...

Sercem kocham Jezusa,
Sercem kocham Jezusa,
Zawsze będę Go kochał,
Bo On pierwszy ukochał mnie.

Czy ….. (imię dziecka) kocha Jezusa?
- Tak, kocham Jezusa.
Dlaczego kochasz Jezusa?
- Bo On pierwszy ukochał mnie.

Czy dziewczynki kochają Jezusa?
- Tak, kochamy Jezusa.
Dlaczego kochacie Jezusa?
- Bo On pierwszy ukochał nas.

Czy chłopcy kochają Jezusa?
- Tak, kochamy Jezusa.
Dlaczego kochacie Jezusa?
- Bo On pierwszy ukochał nas.


Czy rodzice kochają Jezusa?
- Tak, kochamy Jezusa.
Dlaczego kochacie Jezusa?
- Bo On pierwszy ukochał nas. 

Przeczytajcie to, raz, drugi... od ckliwej monotonii robi się niedobrze, prawda? Powiało prymitywem, strasznym prostactwem, celowym ogłupianiem... Indoktrynacją. A teraz wyobraźcie sobie, że cała schola, cała grupa, cały kościół buja się w rytm natrętnej, obrzydliwej piosenki, wyśpiewując bezsensowne formułki... Głupota, niczym Gołębica (widocznie, siostra "ducha świętego"), unosi się i fruwa nad wszystkimi.

A przecież tej i innych podobnych piosenek uczą się dzieci... od małego, od przedszkola, do pierwszej komunii. Tych piosenek nie odczytuje merytorycznie podkuty ksiądz biskup, lubujący się własną elokwencją, ani rozgarnięty ksiądz proboszcz, kolędujący na nowy samochód. Czarną pracę Kościoła odwalają za tych panów żołnierzyce Chrystusa - zakonnice. To, co wyprawiają zakonnice w kontaktach z dziećmi, woła o pomstę do nieba. Szare, głupie baby, pozbawione smaku, poczucia i wyczucia artystycznego, pozbawione na własne życzenia piękna macierzyństwa, piękna miłości cielesnej, wyprawiają z gustami i psychiką dzieci to, za co zwykły pedagog czy wychowawca dawno dostałby kopniaka w dupę.

A dzieci się uczą... czytają, śpiewają, malują "dobrego Jezusa". A potem wyrastają, i... bronią "tradycji". I mówią, że wszyscy w coś wierzą - jedni w "istnienie", drudzy w "nieistnienie". I nie wiedzą, jak to można bez "dobrego Jezusa" żyć.

Te dzieci są indoktrynowane o wiele drastyczniej, niż jakiekolwiek społeczeństwo jakiegokolwiek totalitarnego kraju. Bo tutaj wszystko się odbywa pod korowód zapewnień o "boskiej miłości", haseł o demokracji, w majestacie prawa, przy powszechnej akceptacji... Gdzie ma się ukryć, schować dziecko, które nie chciałoby śpiewać o tym, czy i dlaczego "ukochało Jezusa"? Gdzie ma się podziać dzieciak, który do Jezusa miłości nie odczuwa?????

0 komentarze:

Prześlij komentarz